Lokalne media także wyłączyły głos, nie publikowały informacji, nie nadawały programów. Redakcje regionalne solidarnie przyłączyły się do protestu "Media bez wyboru", bo chcą, by widzowie mieli wybór, by przełączając kanały i przeglądając portale, mogli wybrać serwisy niezależnych mediów. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Relacjonują wydarzenia lokalne - informują o tym, co ważne w regionie. Interweniują, nagłaśniają problemy mieszkańców mniejszych miast i wsi. Dziennikarze lokalni też dołączyli do akcji "Media bez wyboru". Pilska telewizja w ramach protestu przerwała nadawanie programu. Lokalne media też zamilkły, ale głośno protestują przeciwko planowanej opłacie.
- Część mediów albo upadnie, albo znacznie ograniczy swoją działalność, a tym samym prawo do informacji, do której mają prawo widzowie, zostanie bardzo mocno ograniczone – uważa dyrektor programowy TV Asta Paweł Różycki.
- Może się zdarzyć, że niektóre media zaczną bankrutować. Pozostaną tylko media wierne jednej opcji - stwierdza redaktor naczelny "Nowej Gazety Trzebnickiej" Daniel Długosz, który przyłączył się do protestu z kolegami po fachu z innych redakcji. - Komunikat też na czarnym tle, z białymi napisami, po prostu, żeby pokazać mieszkańcom lokalnym, jak to są bardzo ważne sprawy. Że to nie jest coś, co jest gdzieś daleko w Warszawie, tylko jednak w Polsce lokalnej, może również być podobnie - dodaje.
- Ten przepis w pierwszej fazie nas nie obejmie. Zdajemy sobie z tego sprawę, bo to zupełnie inny rząd wielkości, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że rząd, który walczy z niezależnymi mediami, wykona kolejny krok i za chwilę obejmie też takie redakcje, jak nasza – podkreśla redaktor naczelny "Gazety Radomszczańskiej" Janusz Kucharski.
"To, co proponuje w tej chwili rząd wygląda na haracz"
Podobne głosy słychać w redakcjach w całym kraju: dodatkowa danina, to być albo nie być lokalnych mediów i setek tysięcy miejsc pracy. - Nie chodzi tu o to, że nie chcemy płacić podatku, bo wszyscy płacimy podatek. Nie chcemy płacić haraczu, bo to, co proponuje w tej chwili rząd, wygląda na haracz, wygląda na to, że w trakcie trwania roku, co wydaje się niebywałe, pojawia się jakiś nowy podatek - stwierdza redaktor naczelny i wydawca "Tygodnika Podhalańskiego" Jerzy Jurecki.
Lokalni dziennikarze boją się, że po zmianie przepisów nie będzie komu patrzeć na ręce rządzących. - Nigdy władza nie pozwalała sobie na taki krok, a tu jest wyraźny zamach na to, żeby kontrolować to, co ludzie będą otrzymywać - podkreśla Janusz Kucharski z "Gazety Radomszczańskiej".
Nie tylko w dobie pandemii, dla lokalnych stacji, każde dodatkowe obciążenie, oznaczać będzie poważny uszczerbek w budżecie. W takiej sytuacji trudno mówić o konkurowaniu z dotowanymi przez podatników mediami państwowymi. - Ta firma, która traci płynność finansową, nie może produkować drogich treści, ale nie może też opłacać dobrych dziennikarzy - stwierdza zastępczyni redaktora naczelnego telewizji TVT Katarzyna Siwczyk.
- I taki jest zamysł rządzących, że ma ich mniej zostać, żeby ludzie byli gorzej opłacani, żeby wiadomości były gorszej jakości i żeby można było powiedzieć, że takie słabe te media są, że trzeba je wykupić - mówi wydawca tygodnika lokalnego "Pałuki" Dominik Księski. A brak niezależnych dziennikarzy to cios uderzający nie tylko w media, ale przede wszystkim w widzów, słuchaczy, internautów, którzy mogą zostać, bez wyboru.
Łukasz Wieczorek
Źródło: TVN24