Od 2023 roku o zdaniu egzaminu maturalnego oprócz przedmiotów podstawowych będzie decydowało uzyskanie minimum 30 procent z jednego przedmiotu na poziomie rozszerzonym, czego do tej pory nie wymagano - zapowiedział Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, na posiedzeniu sejmowej komisji edukacji.
We wtorek posłowie z sejmowej komisji edukacji dyskutowali o systemie egzaminów zewnętrznych. Punktem wyjścia do debaty był krytyczny raport Najwyższej Izby Kontroli.
NIK krytycznie o MEN
Po kontroli systemu egzaminów zewnętrznych przeprowadzonej przez NIK w 2014 r. niewiele zmieniło się na lepsze. Jak wynika z opublikowanego pod koniec 2019 r. kolejnego raportu, Centralna Komisja Egzaminacyjna (CKE) zrealizowała tylko trzy z ośmiu wniosków NIK, a Ministerstwo Edukacji Narodowej - zaledwie jeden z sześciu.
MEN, według NIK, nie podjęło - choć powinno - kwestii podniesienia progu zdawalności egzaminów maturalnych. A zdaniem Izby utrzymywanie 30-procentowego progu na egzaminie maturalnym "jest szkodliwe dla polskiej oświaty, wpływa demotywująco na uczniów i stanowi swoistą zapowiedź ich niepowodzenia na studiach wyższych".
I to o tym progu najdłużej dyskutowali posłowie z komisji. Zbyt niski próg krytykowała m.in. posłanka Lewicy Katarzyna Kretkowska. Trzydziestu procent bronili przedstawiciele CKE i MEN. Dyrektor Marcin Smolik już wcześniej w rozmowie z tvn24.pl zauważał, że ten próg zdawalności jest na tle niektórych innych krajów Europy i tak wysoki. Na przykład na Łotwie, aby zdać odpowiednik egzaminu maturalnego, wystarczy zdobyć 5 proc. punktów.
Zmiany dla uczniów po ośmioletnich podstawówkach
Wiceminister Marzena Machałek przyznała, że resort raczej nie planuje zmian w tym zakresie. Szykują się jednak poważne zmiany, które dotyczą matury rozszerzonej od 2023 roku. To wtedy do egzaminu dojrzałości podejdą pierwsi absolwenci ośmioletnich podstawówek, którzy we wrześniu 2019 r. zaczęli naukę w czteroletnich liceach.
Dziś, by zdać maturę, trzeba uzyskać przynajmniej 30 proc. punktów z każdego z trzech egzaminów pisemnych (języka polskiego, języka obcego oraz matematyki) oraz każdego z dwóch ustnych (z języka polskiego i obcego). By uzyskać świadectwo dojrzałości uczeń musi też podejść do obowiązkowego egzaminu z jednego przedmiotu na poziomie rozszerzonym, ale ten nie ma progu zdawalności. Trzeba stawić się na egzaminie, ale nawet jeśli uczeń nie zdobędzie na nim choćby jednego punktu i tak zda.
- Od 2023 roku o zdaniu egzaminu oprócz przedmiotów podstawowych będzie decydowało uzyskanie minimum 30 procent z jednego przedmiotu na poziomie rozszerzonym - poinformował posłów Smolik. - To istotne podniesienie poprzeczki. Będzie trudniej - dodał na zakończenie posiedzenia.
Fakt, że na egzaminie maturalnym na poziomie rozszerzonym będzie wprowadzony próg zaliczeniowy zapowiadała już latem 2016 roku Anna Zalewska, ówczesna minister edukacji. Wówczas nie było jednak jasne, na jakim poziomie zostanie ustalony. Zalewska mówiła, że docierają do niej postulaty nauczycieli, by wynosił nawet 50 proc. punktów.
Dlaczego będzie trudniej?
Na razie Centralna Komisja Egzaminacyjna nie informuje oficjalnie, jakie zmiany dokładnie nastąpią w egzaminie maturalnym w 2023 roku. Pewne jest, że będzie więcej zadań otwartych - wzorem zmian, które wprowadzono już wcześniej na egzaminie ósmoklasisty.
Największa reforma ma dotyczyć egzaminu pisemnego z języka polskiego. Dokładniej niż do tej pory ma być sprawdzana znajomość lektur obowiązkowych. CKE testuje różne nowe rozwiązania, m.in. wprowadzenie na maturze dyktanda, bo poziom ortografii i interpunkcji uczniów jest zdaniem egzaminatorów niezadowalający oraz zadań, których rozwiązanie wymagałyby wcześniejszego wysłuchania tekstu (wzorem egzaminów z języków obcych). Według informacji tvn24.pl dotychczasowe testy tego typu zadań nie wypadły jednak zadowalająco.
Pierwsze przykładowe arkusze dla matury 2023 mają zostać opublikowane na dwa lata przed egzaminem.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24