- Mam żal, gdy ktoś mówi, że dokument był tajny, a wisiał na stronie albo gdy ktoś mówi, że nie było konsultacji, a trwały one 1,5 roku. Ale zawsze trochę winy jest po naszej stronie - tłumaczył się w "Faktach po Faktach" minister kultury Bogdan Zdrojewski, który wyjaśniał wątpliwości ws. umowy ACTA.
Jak mówił Zdrojewski, w sprawie ACTA trzeba zdementować pewne opinie. Po pierwsze tę, czy dokument był rozpatrywany w systemie jawnym czy nie. - Jawność była gwarantowana przez Polskę od początku. To my występowaliśmy o to, aby dokument ujrzał światło dzienne. Ujrzał to światło dzienne w kwietniu 2010 roku, natychmiast został podany do publicznej wiadomości, a my dostaliśmy prawo obserwatora - wyjaśniał.
Po drugie, minister przekonywał, że konsultacje społeczne były. - To smutna sprawa, bo jeśli moim i moich współpracowników wysiłkiem ledwie kilka dni po tym jak się pojawił, podajemy dokument 27 podmiotom, ten dokument przez ponad rok ma wyłącznie akceptację, mam informację z Sejmu, że komisja sejmowa i senacka rekomenduje go z entuzjazmem a posłem sprawozdawcą był poseł PiS, to mam żal i przekonanie, że o co innego chodzi - powiedział Zdrojewski.
Jak procedowano dokument
Minister dodał, że dokument budził emocje, zwłaszcza, że na początku nie był jawny. Ale Polska nie brała udziału w pracy nad nim od początku, prowadziły je USA i najbliżsi partnerzy. - Jak dotarł do Europy, państwa wyraziły opinię, że procedowanie dokumentu może odbywać się w trybie jawnym - oświadczył.
Zdrojewski przypomniał, że dokument wysłany został do międzyrządowych konsultacji we wrześniu 2011 roku. - Dostaliśmy dwie uwagi: z Rządowego Centrum Legislacji i Ministerstwa Spraw Zagranicznych: obie były o charakterze językowym. W październiku przesłaliśmy projekt ponownie. Dopiero wtedy został przyjęty - dodał.
Minister przyznał, że nie wie, co się stało, że dokument zaczął budzić emocje, choć wcześniej tak nie było.
"Nie będziemy zmieniać prawa"
Zdaniem Zdrojewskiego, ACTA zostało także przedstawione na komisji europejskiej Parlamentu Europejskiego, podczas której zadano ponad 60 pytań i nie zgłoszono żadnych zastrzeżeń. - Przechodził przez wszystkie kraje spokojnie, dziś wszyscy potwierdzają, że dokument nie wywołuje żadnych zmian w prawie - zauważył minister. Dlaczego więc potrzebny jest Polsce? - Aby wzmacniać sytuację Polski w odniesieniu do tych krajów, które są poza Europą, aby lepiej chronić prawa patentowe, podróbki - odparł minister.
Zapewnił, że Polska nie będzie musiała zmieniać swoich przepisów, bo są one wystarczające. - Nie będziemy i nie musimy zmieniać polskiego prawa -dodał.
"Polacy sa niezwykle przywiązani do wolności obywatelskich"
Reprezentuję ministerstwo kultury i moim zadaniem było sprawdzenie, czy ten dokument posiada zagrożenia. Nie posiada. Sprawdziłem, jak przebiegała dyskusja na komisjach, czy nie ma sprzeciwu opozycji. Nie było. Sprawdziłem długą listę, jakie podmioty otrzymały projekt – były tam TVN, TVP, Polsat, stowarzyszenia, razem 27 podmiotów. Dostaliśmy zaledwie kilka opinii, w tym jedną negatywną. Pytałem, czy pojawiały się inne kontrowersje, pytałem w Komisji Europejskiej, czy ten dokument wzbudził zastrzeżenia na jakimkolwiek szczeblu. Nie wzbudził. Jeśli nie ma zastrzeżeń, to pojawia się na najbliższej formalnej Radzie Ministrów i jest przyjmowany. Dlatego nie znam powodu ataków i protestów, choć rozumiem je, bo Polacy podnoszą larum zawsze, gdy czują, że ich swobody mogą być zagrożone. To zresztą bardzo dobre zjawisko Bogdan Zdrojewski
Na pytanie o artykuł, który zezwala m.in. na odcięcie od sieci użytkownika naruszającego prawa autorskie lub na blokowanie pirackich zasobów sieci bez wyroku sądu, Zdrojewski odpowiedział, że ten zapis był kiedyś proponowany, ale w finalnej wersji ACTA tego przepisu nie ma. - A art. 27 ustęp 4, który przewiduje możliwość wydania przez właściwe organy dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, co do którego istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia praw związanych ze znakiem towarowym? - drążyła Anita Werner. - Ten przepis funkcjonuje w Polsce od kilku lat - odparł Zdrojewski.
Jego zdaniem, dokument wywołał tak wielkie emocje, bo Polacy są niezwykle przywiązani do wolności i praw obywatelskich, których przez długi czas byliśmy pozbawieni.
"Zawsze trochę winy jest po naszej stronie"
Zdrojewski podkreślił też, że podpisanie dokumentu to czynność "techniczna", która może odbyć się również bez udziału Polski. - Potem dokument musi być ratyfikowany we wszystkich krajach europejskich. My będziemy nim objęci w przyjazny sposób, bo nasza sytuacja się poprawi, a nie poniesiemy żadnych kosztów - zaznaczył.
Na koniec minister przyznał, że "zawsze trochę winy jest po naszej stronie". - Reprezentuję ministerstwo kultury i moim zadaniem było sprawdzenie, czy ten dokument posiada zagrożenia. Nie posiada. Sprawdziłem, jak przebiegała dyskusja na komisjach, czy nie ma sprzeciwu opozycji. Nie było. Sprawdziłem długą listę, jakie podmioty otrzymały projekt – były tam TVN, TVP, Polsat, stowarzyszenia, razem 27 podmiotów. Dostaliśmy zaledwie kilka opinii, w tym jedną negatywną. Pytałem, czy pojawiały się inne kontrowersje, pytałem w Komisji Europejskiej, czy ten dokument wzbudził zastrzeżenia na jakimkolwiek szczeblu. Nie wzbudził. Jeśli nie ma zastrzeżeń, to pojawia się na najbliższej formalnej Radzie Ministrów i jest przyjmowany. Dlatego nie znam powodu ataków i protestów, choć rozumiem je, bo Polacy podnoszą larum zawsze, gdy czują, że ich swobody mogą być zagrożone. To zresztą bardzo dobre zjawisko - dodał.
jk/iga
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24