- Kurator przyjdzie i wyjdzie, tak samo asystent rodziny, a dziecko zostanie. Ja nie zgadzam się z próbami resocjalizowania osób dorosłych, dawania im ciągle szansy poprzez dziecko. W takiej sytuacji, dopóki nie mamy 100 proc. pewności, należy dziecko chronić - mówiła w sprawie maltretowania 4-letniego Kacperka w światowym dniu sprzeciwu wobec bicia dzieci Mirosława Kątna z Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Sąd rodzinny w Pabianicach postanowił we wtorek, że nie ma konieczności odseparowania czteroletniego chłopca od rodziców. Rodzicom zarzucono, że znęcali się nad swoim synem i go głodzili. Sprawę policji zgłosili sąsiedzi.
- Jest dla mnie pewna nuta optymizmu w tym dramacie. Zawsze apelowałam o aktywność ludzi dookoła, żeby nie kupować zatyczek do uszu w aptece kiedy za ścianą płacze dziecko, tylko żeby reagować, żeby zgłaszać i mówić. Tu jest sytuacja taka, że sąsiedzi odważyli się, wzięli tę interwencję w swoje ręce. Myślę, że to jest pierwszy pozytywny element tej historii - zauważyła Kątna.
Matka: to efekt animozji sąsiedzkich
35-letnia matka dziecka odpierała zarzuty, mówiąc, że małe dziecko często uderza się o różne meble, a cała sprawa jest efektem "donosów wysyłanych przez skonfliktowaną z nią kobietę".
- Nie ma mowy o pomówieniach, czy sąsiedzkich animozjach. Są lekarze, którzy mówią: rozpoznaliśmy syndrom dziecka maltretowanego, rozpoznaliśmy niepokojące sińce, ślady po pasie. Tu już nie ma wątpliwości - uważa Mirosława Kątna. - Dziecko nie może mieć sińców na całym ciele. Ufam lekarzom. Po to lekarzy mobilizujemy, walczymy z przemocą wobec dzieci, mówimy: rozpoznawajcie - mówiła - Oni są przygotowani, oni są douczeni, oni wiedzą, co to znaczy syndrom dziecka maltretowanego jako jednostka chorobowa. Ja tu nie dopuszczam niestety pomyłki. Obraz tego dziecka sam się broni w tej smutnej diagnozie - dodała.
Dzieci wciąż kochają oprawców
Przewodnicząca Komitetu Ochrony Prawa Dziecka zauważa: - Paradoksalnie bywa tak, że dzieci kochają swoich oprawców. Bywa tak, że dziecko jest wciąż ufne wobec świata. To tylko świadczy o sile tego dziecka.
Prokuratura apelowała o tymczasowy areszt dla rodziców dziecka i oddanie Kacperka do rodziny zastępczej, ale sąd po posiedzeniu z udziałem kuratora stwierdził, że nie ma konieczności odseparowania czteroletniego chłopca od rodziców.
- Nigdy nie zgodzę z faktem, że będziemy eksperymentowali dzieckiem, że jak ono jest jeszcze radosne czy spokojne w tych swoich reakcjach, a matka czy ojciec będą deklarowali, że kochają (swoje dziecko - red.) to może spróbujemy, to może ustanowimy wgląd kuratora - stwierdza Kątna - Kurator przyjdzie i wyjdzie, tak samo asystent rodziny, a dziecko zostanie. Ja się nie zgadzam z próbami resocjalizowania osób dorosłych, dawania im ciągle szansy poprzez dziecko. W takiej sytuacji dopóki nie mamy 100 proc. pewności, należy dziecko chronić - dodaje. - Jeśli prokuratura rozważa znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem to nie jest to tak, że to jest czyjaś fanaberia i "siniaczek" gdzieś tam na ciele dziecka. Znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem bardzo ciężkim zarzutem - stwierdziła przewodnicząca organizacji.
"To nie jest przedmiot"
Kątna podkreśliła, że nie chce oceniać czy wyrokować w sprawie, bo nie ma pełnej wiedzy: - Ja nie jetem żądna krwi. Wiem jednak jedno: zbyt łatwo dziecko zostało im (rodzicom - red.) i zwrócone, nie mając pewności czy są oni dobrym gwarantem - stwierdziła. - Dziecko nie jest własnością osób dorosłych, pamiętajmy o tym. To nie jest rzecz czy przedmiot, który możemy oddać i zabrać do wypożyczalni - podkreśliła - Dziecko jest człowiekiem, jest szczególną kategorią ofiary - dodała. Kątna uważa, że dziecko powinno być odseparowane od rodziców: - Moim zdaniem, ono powinno być w tej chwili w jakiejś specjalistycznej, terapeutycznej rodzinie. Dopóki nie mamy pewności, że ta rodzina nie jest rodziną krzywdzącą dziecko, a miałabym mocne wątpliwości to nie powinniśmy ryzykować.
Autor: kło/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24