Wanda Łyżwińska - żona oskarżonego w seksaferze Stanisława Łyżwińskiego - zapowiada, że ma jeszcze asa w rękawie. - Adwokat męża powiedział mi gdzie są inne dokumenty, które mogą być związane z tą sprawą - zdradziła w programie "Teraz my".
Wanda Łyżwińska nie ujawnia jednak, czy nowe dowody będą miały większą "siłę rażenia", niż "sado-masonistyczne" listy, które - jak utrzymuje - niedawno znalazła, a na ostatniej rozprawie przedstawiła sądowi. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Była posłanka Samoobrony przyznaje, że nie ma pewności czy listy które ostatnio ujawniła były adresowane do jej męża. - Ja też nie potwierdzam, że te listy Aneta Krawczyk pisała do mojego męża. Ale były one w typowo osobistych dokumentach męża, nie twierdzę jednak że były do niego dedykowane - mówi. Łyżwińska utrzymuje, że znalazła jej przypadkiem. - Jestem po pożarze, trzeba było przygotować dom do malowania, i przy tej okazji robiłam porządki. To są rzeczy które były wcześniej w biurze partii w Tomaszowie Mazowieckim - tłumaczy Wanda Łyżwińska.
Ja też nie potwierdzam, że te listy Aneta Krawczyk pisała do mojego męża. Ale było one w typowo osobistych dokumentach męża. Nie twierdzę jednak że były do niego dedykowane Wanda Łyżwińska
Żona głównego oskarżonego w seksaferze przyznaje jednak, że ma w odwodzie jeszcze inne dokumenty, o których istnieniu poinformował ją adwokat męża. - Wiem, że są jeszcze inne dokumenty - zdradza lakonicznie. Jak podkreśla, nie ma możliwości spotykania się z mężem w areszcie, stąd pośrednictwo adwokata.
Działaczka Samoobrony zapewnia, że wciąż ufa mężowi, a na jej postawę nie wpłynął wyrok sądu skazujący asystenta Łyżwińskiego Jacka P. za próbę przerwania ciąży Anety Krawczyk i próbę nakłonienia jej do zmiany zeznań. - Przecież mój mąż nie mógł mieć w tym w tym żadnego interesu - testy DNA wykluczyły jego ojcostwo - przekonuje.
Uczestnicząca w programie znana feministka Kazimiera Szczuka, która wielokrotnie stawała w obronie Anety Krawczyk uważa, że ujawnienie listów rzekomo adresowanych do Stanisława Łyżwińskiego to z góry skazana na porażkę próba kompromitacji Krawczyk. - To są jakieś świstki zupełnie nie związane z niczym. Takie bzdety to sobie ludzie w pracy czy studenci piszą - ocenia. Jej zdaniem Łyżwińska nie zdoła jednak oczernić Anety Krawczyk. - Fakt że się nie wie kto jest ojcem dziecka i pisanie świstków nie są karalne w przeciwieństwie do nadużywania władzy - dodaje.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn