Leczyli raka, którego nie miała. Pomylono jej badania

Pani Katarzyna była przekonana, że jest chora na raka
Pani Katarzyna była przekonana, że jest chora na raka
Źródło: tvn24

Pani Katarzyna przez ponad pół roku żyła w przekonaniu, że choruje na raka. Okazało się, że podczas badania pomylono próbki, a pacjentka wcale nie dostała do ręki swoich wyników. Teraz chce znaleźć winnych i walczyć o zadośćuczynienie. Materiał "Faktów" TVN.

Pani Katarzyna zgłosiła się do lekarza z powodu niegroźnych problemów ginekologicznych. W szpitalu w Bochni pobrano jej fragment tkanki i wysłano do analizy do warszawskiego laboratorium. Gdy wróciły, kobieta usłyszała, że ma raka. Lekarze zdecydowali, że trzeba będzie wyciąć macicę, jajniki i węzły chłonne.

Wyznaczono termin operacji. Pani Katarzyna zaczęła robić zlecone badania. Żadne z nich nie wskazywało jednak, że ma nowotwór.

- To było jak jazda na rollercoasterze - wspomina. - Z jednej strony nadzieja, że to wszystko jest koszmarną pomyłką. Z drugiej strach, że jednak to jest prawda i ryzykuję życie, nie poddając się operacji - relacjonuje.

W końcu okazało się, że materiał do badania, na podstawie którego podano diagnozę pochodził od mężczyzny chorującego na inny typ nowotworu niż ten, który stwierdzono początkowo u pani Katarzyny.

Kto zawinił?

Lekarze ze szpitala, w którym pobierano tkankę, zapewniają, że nie popełnili błędu.

- W tym dniu pobieraliśmy materiał tylko od jednej osoby, nie było możliwe pomylenie lub dołożenie próbki od innego pacjenta. Męska tkanka nie mogła się tam znaleźć - podkreśla Jarosław Gucwa ze Szpitala Powiatowego w Bochni.

Warszawskie laboratorium odmówiło rozmowy z dziennikarką "Faktów". W przesłanym oświadczeniu zaznaczono jednak, że nie doszło do naruszenia praw pacjenta.

Pani Katarzyna chce ustalić, kto jest winny i walczyć o zadośćuczynienie. Wciąż odczuwa skutki dramatycznej pomyłki. Zmaga się z bezsennością, ma koszmary.

- Stało się coś bardzo złego. Ktoś popełnił duży błąd, a jedyne konsekwencje ponoszę ja - mówi.

Jej pełnomocniczka Jolanta Budzowska zauważa, że tak poważne skutki zostały spowodowane "trywialnym właściwie błędem, czyli zamienieniem preparatów, po prostu bałaganem".

- W moim przypadku okazało się to tylko pomyłką, ale ten rak gdzieś tam krąży. Pytanie, czy człowiek, z którego ciała pobrano materiał, w ogóle o tym wie - zastanawia się pani Katarzyna.

ZOBACZ WIĘCEJ MATERIAŁÓW "FAKTÓW" TVN

Autor: kg/tr / Źródło: "Fakty" TVN

Czytaj także: