Tydzień temu rząd obiecał zakup szczepionki na koronawirusa. Na razie jednak jest problem z innymi szczepionkami: na grypę. 750 tysięcy pacjentów wciąż nie jest w stanie zrealizować recepty na tę szczepionkę. Nie ma ich w aptekach.
Szczepienie na grypę jest jednym z działań prewencyjnych ujętych przez Ministerstwo Zdrowia w jesiennej strategii walki z z koronawirusem. Dlaczego to ważne? Według ekspertów z samym COVID-19 grypa nie ma nic wspólnego. Ale szczepionka przeciw grypie ma zapobiegać sytuacji, w której dwie poważne choroby nakładają się na siebie, bo wtedy nasz układ odpornościowy byłby podwójnie osłabiony.
Wciąż brakuje szczepionek
Ministerstwo Zdrowia długo utrzymywało, że szczepionek nie zabraknie. Podkreślało, że wystarczą szczepionki, których dostawy zostały zaplanowane przez firmy farmaceutyczne. Dopiero we wrześniu minister zdrowia zmienił zdanie i poinformował, że jego resort też zamówi szczepionki, choć wcześniej tego nie planował. Ostatecznie ma ich przyjechać do Polski nie 1,8 miliona, jak pierwotnie planowano, ale w sumie 3 miliony. W zakupach pomagać miała m.in. Agencja Rezerw Materiałowych.
- Dotychczas do Polski trafiło ok. 1,6 mln szczepionek na grypę, nie wszystkie trafiają do aptek, większość szczepionek idzie obrotem pozaaptecznym, choćby do POZ czy szpitali - informował w 21 października rzecznik MZ Wojciech Andrusiewicz.
Ale lekarze, farmaceuci i zwykli pacjenci alarmowali i wciąż alarmują, że w aptekach brakuje szczepionek. W końcu przyznało to samo ministerstwo.
Z najnowszych danych, które otrzymaliśmy z ministerstwa, wynika, że na realizację wciąż czeka 750 tys. recept.
Szczepionki, które zaczynają działać w kilka tygodni od podania, powinny być już zaaplikowane kilku milionom Polaków, żeby można było mówić o skutecznej ochronie przed grypą oraz żeby pomogło to w walce z koronawirusem. Z tym może być więc problem, bo największe nasilenie grypy to styczeń i luty.
Małe zainteresowanie
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że do 4 listopada włącznie wystawiono 1 450 000 recept. Refundowane leki przysługują w tym roku seniorom, kobietom w ciąży oraz dorosłym do 65. roku życia z chorobami współistniejącymi.
Jeśli porównamy to z danymi z 12 października, gdy wystawionych było 1 329 000 recept, okaże się, że w szczytowym okresie zainteresowania szczepieniami, po szczepionki zgłosiło się jedynie 121 tysięcy osób. Zatem w ostatnich tygodniach zainteresowanie szczepionką wyraźnie spadło. Czy Polacy nie zgłaszali się po szczepionki, bo wiedzieli, że i tak nie ma ich w aptekach? Ministerstwo Zdrowia uspokaja, że "że część osób z wystawioną receptą mogła dostać szczepionkę gdzie indziej niż w aptece - wówczas recepta pozostanie niezrealizowana".
Z takim wnioskiem nie zgadza się Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. - Teoretycznie te osoby, o których mówi ministerstwo, mogły się zaszczepić w POZ-etach. Ale po pierwsze, proszę dziś spróbować dostać się do lekarza POZ. Nie jest to proste zadanie. Po drugie, po co ludzie, którzy mogą zrealizować receptę w aptece z refundacją, mieliby płacić za szczepionkę pełną kwotę w POZ? Przecież to nielogiczne - uważa Tomków. I dodaje, że skoro szczepionek brakuje w aptekach i hurtowniach, to skąd miałyby je brać POZ-ety?
Puste hurtownie
Potwierdzają to w rozmowach z tvn24.pl przedstawiciele branży farmaceutycznej. - W okresie ostatnich 30 dni sprzedaliśmy w naszych aptekach 7 tys. szczepionek. Od czasu do czasu jakaś partia pojawia się w hurtowni, ale od razu znika - mówi nam menedżer jednej z największych polskich sieci aptek. I dodaje, że gdyby szczepionki były, mogliby sprzedać ich praktycznie każdą ilość.
Lepiej poszło rządowi z zapowiadanymi od kilku miesięcy szczepieniami dla pracowników ochrony zdrowia. Z danych ministerstwa wynika, że w okresie od 26 października do 10 listopada do 694 podmiotów leczniczych dostarczono 104 tysiące szczepionek. - To nie jest zły wynik - przyznaje Marek Tomków.
Źródło: tvn24.pl