Mam zdecydowanie większe prawo moralne mówić o tym, co było w Smoleńsku niż ci, którzy udawali się stamtąd do Warszawy, żeby uprawiać politykę na tym nieszczęściu – powiedziała premier Ewa Kopacz w "Kropce nad i" w TVN24, odpowiadając na krytykę ze strony PiS.
Prawo i Sprawiedliwość w trakcie środowej debaty nad udzieleniem wotum zaufania dla rządu Ewy Kopacz, zarzuciło jej, że nie ma "moralnych podstaw" do pełnienia funkcji premiera.
- W Smoleńsku reprezentowała pani rząd i Sejm. Okazało się, że nie tylko nie wypełniła pani swoich zadań, ale po prostu kłamała. Polscy lekarze nie uczestniczyli w sekcjach zwłok, a ich wyniki były fałszowane; nie przekopano ziemi na głębokość jednego metra; nie było podstaw do zakazu otwierania trumien. Tej przeszłości zmienić pani nie można; to po prostu moralna dyskwalifikacja - powiedziała posłanka tej partii Anna Zalewska.
W czwartek w "Kropce nad i" Ewa Kopacz odniosła się do tego zarzutu. - Ja mam zdecydowanie większe prawo moralne do tego, żeby mówić o tym co tam było, niż ci, którzy ze Smoleńska udawali się do Warszawy, żeby uprawiać politykę na tym nieszczęściu - powiedziała.
Dodała, że jej słowa "w swojej mądrości" powinien rozważyć prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Kopacz w Moskwie
Gdy doszło do katastrofy pod Smoleńskiem Ewa Kopacz była ministrem zdrowia. Udała się do Moskwy i jak relacjonowała systematycznie przywożono tam w workach szczątki ludzkie ze Smoleńska. Potem okazało się m.in., że ciała ofiar, w tym Anny Walentynowicz, zostały zamienione.
- Na pytanie, co tam jest i skąd to jest, odpowiedziano mi, że przekopują teren katastrofy i przywożą szczątki, które wykopują, nie miałam powodów nie ufać, bo nie było mnie w Smoleńsku - tłumaczyła w późniejszych wywiadach Kopacz.
- Jedynym moim błędem było to, że uwierzyłam w te słowa: "przekopywano i przywożono". Ale powód, dla którego uwierzyłam, to były te szczątki, które przywożono, ubrudzone w ziemi, rozkawałkowane - powiedziała Kopacz.
Autor: db//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24