Inspektorzy weterynaryjni skontrolowali w piątek schronisko w Korabiewicach, gdzie psy i koty trzymane były w fatalnych warunkach. Po interwencji TVN24, warunki w schronisku na razie poprawiły się. Jednak reporter programu "Prosto z Polski" mimo poszukiwań nie odnalazł psa, który jeszcze kilka dni temu przebywał w placówce.
Dramat zwierząt ze schroniska w Korabiewicach pod Żyrardowem ujawniliśmy w środę w programie "Prosto z Polski". Według wolontariuszy i obrońców zwierząt, psy przez lata żyły tam w koszmarnych warunkach - głodowały, zagryzały się, latami nie miały możliwości opuszczenia klatek. Psy nie były sterylizowane, a szczenięta zakopywano żywcem, żeby oszczędzić na uśpieniu.
Po interwencji TVN24 inspektorzy weterynaryjni zapowiedzieli w Korabiewicach kontrolę. W piątek pojawili się tam przedstawiciele Głównego i Wojewódzkiego Inspektoratu Weterytaryjnego. Jakie są jej wyniki, nie wiadomo, bo kontrolerzy nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami po wyjściu ze schroniska.
Nieoficjalnie udało się dowiedzieć, że w obliczu kontroli zadbano o zwierzęta - wymieniono im ściółkę, dostały świeżą wodę i jedzenie. Nie widać było psów, które wymagałyby natychmiastowej pomocy.
Czy wszystkie psy były w schronisku?
Reporterowi "Prosto z Polski" udało się wejść na teren placówki z ukrytą kamerą. Chciał dowiedzieć się o los jednego zwierzęcia - rudego psa, którego widział w schronisku dzień wcześniej. Pies był bardzo wychudzony.
Pracownica schroniska twierdziła, że nie wie, o jakiego psa chodzi i że nie kojarzy takiego zwierzęcia. Nie było go w miejscu, w którym mieszkał poprzednio.
Wizyta w schronisku trwała krótko, bo pracownicy niechętnie pokazywali teren. - Zobaczył pan, co pan chciał zobaczyć. Idziemy - zadecydowała kobieta.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24