Prokuratura wszczęła śledztwo ws. sobotniej katastrofy samolotu Piper PA-31 Navajo pod Częstochową. Jak poinformował Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury, będzie prowadzone "w kierunku przestępstwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym". O godzinie 11.30 rozpoczęły się szczegółowe oględziny miejsca zdarzenia - z udziałem prokuratorów i członków Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL).
W katastrofie maszyny używanej przez prywatną szkołę spadochronową zginęło 11 osób, uratowana została jedna – 40-letni mężczyzna.
W sobotę późnym wieczorem prokuratorzy i członkowie Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) ustalili, że szczegółowe oględziny miejsca zdarzenia i wraku odbędą się w niedzielę.
W nocy śledczy (siedmioosobowy zespół) i przedstawiciele Komisji dokonywali natomiast wstępnych oględzin wraku i pozostających w nich zwłok, które później przewożono do prosektorium. Działania te trwały do godz. 3.30.
Zwłoki ofiar katastrofy znajdujące się poza wrakiem trafiły do prosektorium w sobotę wieczorem.
Od poniedziałku przeprowadzane będą ich sekcje. W przypadku zwłok, które po katastrofie znajdowały się we wraku wiadomo, że konieczne będą badania DNA (po katastrofie maszyna paliła się).
Najpierw oględziny, później usunięcie wraku
Szczegółowe oględziny rozpoczęły się o 11.30. Jak powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie prok. Tomasz Ozimek, w szczegółowych oględzinach wraku i miejsca zdarzenia chodzi m.in. o dokładne przeanalizowanie zniszczeń i opaleń rozbitej maszyny. - Nie sądzę, by mogło się to zakończyć w niedzielę – być może w poniedziałek lub wtorek - zasygnalizował prokurator. Dopiero po zakończeniu szczegółowych oględzin zapadnie decyzja o usunięciu wraku z miejsca katastrofy. Do tego czasu miejsce to będzie zabezpieczane przez odpowiednie służby. Równolegle od soboty trwają już inne czynności, m.in. przesłuchania świadków, które prowadzą prokuratorzy lub – na ich zlecenie – policjanci.
Wielowątkowe śledztwo
- Śledztwo, które w tej sprawie już wszczęliśmy w kierunku przestępstwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym będzie prowadzone wielowątkowo - powiedział w rozmowie z reporterem TVN24 prokurator Tomasz Ozimek. - Na obecnym etapie przyjęliśmy trzy podstawowe wersje: pierwsza to awaria maszyny, chodzi w szczególności o silniki. Druga wersja to błąd ludzki, konkretnie błąd pilota, trzecie - to organizacja kursu spadochronowego. Te wszystkie okoliczności będą badane. Na chwilę obecną nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć żadnej z tych wersji - dodał prokurator. Ozimek był pytany, czy spadochroniarze wchodzący na pokład mieli ze sobą specjalne kamery i czy ewentualnie udało się je zabezpieczyć. Jak powiedział może potwierdzić, że w trakcie oględzin miejsca zdarzenia "zabezpieczono urządzenia nagrywające, które zostały nazwane kamerami-czołówkami". Prokurator tłumaczył, że jeżeli jakiś materiał filmowy został na nich zarejestrowany i o ile udałoby się go odtworzyć, bo kamery uległy w pewnym stopniu zniszczeniu, byłby to ważny dowód w śledztwie.
W sobotę śledczy uzyskali wstępną wiedzę dotyczącą tożsamości pilota, instruktorów i uczestników lotu (są to mieszkańcy m.in. województw śląskiego, małopolskiego i łódzkiego), a także spotkali się z bliskimi ofiar, którzy dotarli na miejsce katastrofy w sobotę wieczorem.
Zabezpieczali również na lotnisku w Rudnikach dokumentację dotyczącą prowadzonego przez szkołę spadochronową kursu, wykonywanych lotów i stanu maszyny.
W ciężkim stanie
Katastrofę samolotu Piper PA-31 Navajo przeżyła jedna osoba, którą w stanie ciężkim, choć stabilnym, przetransportowano jednym z trzech skierowanych do akcji śmigłowców LPR do szpitala w Częstochowie.
Jak przekazała Beata Marciniak, rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie, u uratowanego z katastrofy lekarze stwierdzili m.in. złamanie ręki, złamanie żeber, uszkodzenie kręgosłupa na odcinku lędźwiowym, a także stłuczenie płuc. 40-latek, gdy trafił do szpitala, był przytomny. W niedzielę był też już wydolny krążeniowo i oddechowo. - Po porannym obchodzie zapadła decyzja, że pacjent pozostanie na razie na oddziale intensywnej opieki medycznej – wymaga bowiem intensywnego monitorowania obrażeń - powiedziała w niedzielę PAP Marciniak.
Pozostałe 11 osób nie miało praktycznie szans na przeżycie. Ich ciała, po tym, jak samolot po wypadku zaczął się palić, zostały praktycznie zwęglone.
Przeładowany samolot?
Miejsce katastrofy leży w linii prostej ok. 3 km od lotniska w Rudnikach. Samolot spadł niedługo po starcie, poza zabudowaniami. Na razie nie wiadomo, co mogło być przyczyną wypadku.
Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy, maszyna mogła być przeładowana, co przy wysokiej temperaturze powietrza mogło doprowadzić do awarii jednego z silników. Dwusilnikowy Piper PA-31 Navajo został niedawno sprowadzony do Rudnik przez prywatną szkołę spadochronową Omega. Sama szkoła pod koniec maja br. informowała na stronie internetowej o wykonaniu w Częstochowie pierwszych skoków ze swojej nowej 10-miejscowej maszyny o tej nazwie. Jak wynika m.in. z fotografii znajdujących się na stronie szkoły, samolot został przerobiony pod kątem skoków spadochronowych - m.in. z wnętrza usunięto większość wyposażenia, a przy bocznych drzwiach do kabiny, na zewnątrz kadłuba, zamontowano podest i uchwyty.
Częstochowscy prokuratorzy zwracają uwagę, że samolot nie był zarejestrowany w Polsce, a w Stanach Zjednoczonych. - Będziemy wyjaśniać sprawę m.in. badań technicznych. Możliwe, że dokumenty znajdowały się w samolocie. Jeżeli uległy zniszczeniu, będziemy musieli skorzystać z pomocy amerykańskich kooperantów - zaznaczył prokurator Ozimek.
Autor: MAC,kde/tr / Źródło: PAP, TVN24