Artykuł "Rzeczpospolitej" o trotylu na tupolewie nie mijał się z prawdą - oświadczył Jarosław Kaczyński. I dlatego, jak powiedział, oczekuje, że ci, którzy podjęli decyzję o zwolnieniu autora publikacji Cezarego Gmyza, wycofają się z niej. W opinii prezesa PiS, to, co się stało, zagraża wolności słowa.
Kaczyński wydał w czwartek krótkie oświadczenie na temat publikacji "Rz" o rzekomym trotylu na wraku.
Jak powiedział, oczekuje nie tylko tego, że ci, którzy podjęli decyzję o zwolnieniu Gmyza, wycofają się z niej, ale też stosownej reakcji innych mediów.
- Że środki masowego przekazu zareagują na tę sytuację, która bezpośrednio zagraża wolności słowa w Polsce, w sposób właściwy. Właściwie ją opiszą i właściwie wyciągną wnioski - powiedział prezes PiS.
"Polityka dezinformacji"
Rzecznik PiS Adam Hofman stwierdził z kolei, że władza ws. trotylu na wraku tupolewa prowadzi politykę dezinformacji.
Na dowód zaprezentował dwa nagrania. Jedno pochodziło z konferencji Naczelnej Prokuratury Wojskowej z dnia 30 października, podczas której szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg mówił, że na tuplewie nie odkryto trotylu ani żadnego materiału wybuchowego.
Drugie nagranie dotyczyło wypowiedzi naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka z posiedzenia środowej komisji sprawiedliwości, który stwierdził, że "niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu".
Jednocześnie dodał on, że "nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi". Tej części jego wypowiedzi, PiS jednak nie wyemitowało.
- Czekamy na prawdę w tej sprawie - powiedział kończąc prezentację wypowiedzi śledczych, Hofman. Zaznaczył również, że prokuratura powinna przyznać, że detektory użyte w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu.
Na posiedzeniu środowej komisji sprawiedliwości PiS zarzuciło prokuratorom, że kłamali, mówiąc o wskazaniach detektorów.
- To red. Gmyz miał rację - a nie wy - mówiąc, że detektory wskazały też m.in. trotyl. Nie mieliście prawa tego ukrywać przed opinią publiczną - stwierdził poseł Mariusz Kamiński z PiS, odnosząc się do słów prokuratora.
Zwolniony za trotyl
Pod koniec października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Po publikacji prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Wskazała tylko, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych.
Jak wyjaśniał tego dnia szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. Dodał, że wielokrotnie sygnalizowały one możliwość wystąpienia związków chemicznych o budowie podobnej do materiałów wysokoenergetycznych, reagowały np. na namiot wykonany z PCV. Rada Nadzorcza Presspubliki, wydawcy "Rz", uznała tekst autorstwa Cezarego Gmyza "Trotyl we wraku tupolewa" za nierzetelny i nienależycie udokumentowany. Pracę w gazecie stracił w związku z tym Gmyz, a także Wróblewski, jego zastępca Bartosz Marczuk i szef działu krajowego Mariusz Staniszewski.
Autor: MAC/tr / Źródło: tvn24.pl, PAP