Prokuratura w Kielcach wszczęła, na wniosek samej posłanki, postępowanie, które ma wyjaśnić, czy ktoś podszył się pod Beatę Kempę i wysłał z jej skrzynki mailowej informację o rezygnacji z wyborów. Sprawę bada też Sejm. - Ze skrzynki mailowej posłanki, nie wyszedł tego dnia żaden mail - powiedział marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna.
Jak powiedział w TVN24 Sławomir Mielniczuk z prokuratury w Kielcach, w tej chwili śledczy koncentrują się na tym, żeby zidentyfikować IP komputera, z którego mail został wysłany. - Postępowanie zostało zainicjowane w kierunku tzw. oszustwa komputerowego i w tym kierunku na razie prowadzimy postępowanie - powiedział Mielniczuk.
Nie z Sejmu
Z kolei marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna powiedział we wtorek, że po kontroli skrzynki mailowej posłanki PiS już wiadomo, że "12 września nie wyszedł z niej żaden mail". Według niego sejmowe maile są bezpieczne. - Możemy sprawdzić, kiedy były używane skrzynki pocztowe posłów i takie sprawdzenie poleciłem w przypadku skrzynki posłanki Kempy. 4, 5 i 9 września wychodziły z tej skrzynki maile, oczywiście nie wiem jakich treści. Wczoraj, czyli 12 września, nie ma żadnego adresu, który wychodzi ze skrzynki - podkreślił marszałek.
I dodał, że nie ma konieczności wprowadzania dodatkowych zabezpieczeń na skrzynkach pocztowych Sejmu. - Nie chcę państwa policyjnego w Sejmie. Wszystko funkcjonuje w nim normalnie. Bezpieczeństwa pilnuje Kancelaria Sejmu i robi to w 100 procentach - oświadczył Schetyna.
W późniejszej rozmowie z dziennikarzami marszałek zapewnił, że Kancelaria Sejmu będzie służyć policji "wszelką informacją". - Także jeśli będzie potrzeba inwentaryzacji i sprawdzenia tego systemu - dodał.
W ocenie Schetyny pierwsze komentarze posłanki PiS, która mówiła, że za całą sytuację odpowiedzialny jest rząd, były "emocjonalne i za bardzo kampanijne". - Potrzebny jest spokój, a emocje nie służą wyjaśnieniu sprawy, a ona musi zostać wyjaśniona, bo jest bulwersująca - podkreślił marszałek Sejmu.
Fałszywka
W poniedziałek PAP podała informację, jakoby Beata Kempa zrezygnowała z kandydowania w październikowych wyborach. "Nadal chcę być czynna w życiu publicznym, ale nie za wszelką cenę. Nie kosztem mojej rodziny" - miała pisać posłanka w oświadczeniu przesłanym Agencji. Okazało się jednak, że informacja jest nieprawdziwa. Kilka minut później zdementował ją szef klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak. Potem tym rewelacjom zaprzeczyła sama Kempa.
W oświadczeniu przesłanym do naszej redakcji Kempa napisała: "W związku z e-mailami, które dotarły do wielu redakcji o mojej rzekomej rezygnacji z ubiegania się o mandat poselski w najbliższych wyborach parlamentarnych, oświadczam, iż nie są mojego autorstwa i są one nieprawdziwe. Najprawdopodobniej ktoś dokonał przestępstwa włamując się do mojej skrzynki poselskiej lub podszywając się pod mój adres mailowy".
"Akcja przeciwko PiS"
We wtorek w rozmowie z TVN24 Kempa podtrzymywała swoje oburzenie i oskarżała. - Sama dowiedziałam się o tym będąc w terenie, jechałam na spotkanie z wyborcami. Jestem oburzona, że podawano te informacje bez uprzedniego sprawdzenia. Będę wymagała wyciągnięcia konsekwencji. Takie skrzynki mają wszyscy posłowie. Jestem oburzona ich zabezpieczeniem - powiedziała posłanka.
I dodała, że cała sprawa to "celowe działanie". - Jeśli PAP bez uprzedniego sprawdzenia podaje takie informacje, to co ja mam o tym myśleć. To jest zmasowana akcja nie tylko przeciw mnie, ale też całej mojej formacji politycznej. Ta sytuacja świadczy o tym, że coś w państwie nie funkcjonuje. Całą sprawę w nocy zgłosiłam na policję - powiedziała.
Źródło: tvn24