- Celem rozmów jest układ zbiorowy, który określiłby sytuację pracowników służby zdrowia na najbliższych kilka lat - powiedział po spotkaniu ze związkowcami ze służby zdrowia premier Jarosław Kaczyński. Szef rządu powtórzył też obietnicę 50-procentowego wzrostu płac. Pielęgniarki po rozmowach były w raczej pesymistycznych nastrojach.
- Został zabezpieczony wzrost pensji w przyzwoitym tempie - deklarował Jarosław Kaczyński, dodając, że inne zawody nie mają szansy marzyć o podobnym wzroście. Według niego w przyszłym roku może on sięgnąć nawet 50 procent - licząc z uwzględnieniem tegorocznego wzrostu (premier potwierdził, że zostanie on utrzymany) oraz podwyżek wynikających ze zmniejszenia składki rentowej.
- Wszyscy się zgadzamy, że pensje muszą wzrosnąć - jeszcze raz zapewnił premier, ale zaznaczył, że niektóre postulaty strajkujących nie mogą być od razu zrealizowane: - Padł postulat minimalnych płac, z góry go nie odrzucamy, ale osiągnięcie tych progów będzie trwało jeszcze kilka lat - rozwiewał nadzieje Jarosław Kaczyński.
Premier prosił pielęgniarki o zaprzestanie protestu w Alejach Jerozolimskich w Warszawie i likwidację miasteczka namiotowego. - To utrudnia pracę Kancelarii i utrudnia życie miasta - mówił Jarosław Kaczyński, dodając, że musi się tłumaczyć przed gośćmi zagranicznymi.
Delegacja pielęgniarek po powrocie do protestujących przed Kancelarią Premiera koleżanek były bardziej sceptyczne. Potwierdziły, że rozmowy mają byc kontynuowane, ale ich zdaniem perspektywa porozumienia jest odległa. - Nie mam powodu do przerwania głodówki - oświadczyła jedna z uczestniczacych w spotkaniu pielęgniarek.
Szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Dorota Gardias powiedziała, że rozmowy były długie i "jak zwykle bez konkretów". - Jutro zarząd związku podejmie decyzje co dalej, nie ma żadnych propozycji i białe miasteczko trwa nadal - podkreśliła.
Natomiast przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) Krzysztof Bukiel pozytywnie ocenił to, że premier nie odrzucił propozycji układu zbiorowego, ale - jak podkreślił - w tym układzie musi być określona płaca minimalna na odpowiednim poziomie (5-7,5 tys. zł dla lekarza miesięcznie).
Bukiel zaznaczył, że lekarze są umiarkowanie zadowoleni ze spotkania. Dodał, że jest to wstęp do rozmów i będą one kontynuowane. "Premier po raz kolejny powiedział, że będzie 6 mld na ochronę zdrowia w przyszłym roku, ale to za mała obietnica" - zaznaczył.
Jeszcze przed rozmowami premier powiedział, że jego propozycje nie zakładają wzrostu nakładów na służbę zdrowia do 6 proc. PKB, bo to wymagałoby "rewolucji podatkowej".
Oprócz premiera ze strony rządu w spotkaniu uczestniczyli też wicepremier Przemysław Gosiewski, wicepremier, minister Finansów Zyta Gilowska oraz wiceminister zdrowia Bolesław Piecha.
W rozmowach z premierem uczestniczyli pracownicy służby zdrowia m. in. z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL), Naczelnej Rady Lekarskiej, NSZZ "S", Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ), Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP).
Jak powiedział dziennikarzom w trakcie spotkania Artur Szymura ze Związku Zawodowego Anestezjologów, rozmowy przebiegały w przyjemnej atmosferze. "Obie strony - związkowa i rządowa - wysłuchują swoich argumentów i postulatów. Myślę, że jest kwestia doprecyzowania tego, co jest możliwe do zrobienia w kwestii ochrony zdrowia w najbliższym czasie, i ewentualnie rozłożenia tego na wielomiesięczną pracę. Spotkanie należy traktować jako rozmowę wstępną, wyznaczenie kierunku. Później będziemy to doprecyzowywać" - powiedział.
Szef OZZL Krzysztof Bukiel powiedział natomiast przed ich rozpoczęciem, że wchodzi na rozmowy z umiarkowanym optymizmem. "OZZL deklaruje elastyczność jeśli chodzi o czas, w jakim pensje lekarzy osiągną 5-7,5 tys. zł miesięcznie" - podkreślił. "Natomiast jeśli chodzi o wysokość tych kwot, to nic się nie zmieniło. Jeśli będziemy mieli pewność, że te postulaty zostaną spełnione, to czas jest do negocjacji" - powiedział.
"Spodziewamy się wyjścia naprzeciw i porzucenia tej retoryki wojennej, bo nie przyszliśmy walczyć, tylko zmieniać system ochrony zdrowia. Nawet najdłuższy marsz zaczyna się od pierwszego kroku" - dodał szef OZZL.
"Będziemy prowadzili negocjacje, ale obiecaliśmy i mówiliśmy o tym wielokrotnie, że w przyszłym roku wpływy do Narodowego Funduszu Zdrowia wzrosną o ok. 6 mld zł. Z literalnych rachunków wynika, że będzie to mniej niż 6 mld, ale jak patrzymy jak w gospodarce dzieje się dobrze, powstają nowe miejsca pracy, rosną wynagrodzenia, a więc i składki w funduszu - to sadzę, że mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że będzie to na pewno 6 mld zł, a więc przyrost bardzo potężny" - mówiła wicepremier Zyta Gilowska.
Na pytanie, dlaczego lekarze i pielęgniarki tego nie rozumieją, Gilowska powiedziała: "walczą oni o swoje własne sprawy, czyli o zapewnienie wzrostu wynagrodzeń. To są dwie różne optyki".
OZZL proponuje podpisanie ponadzakładowego układu zbiorowego pracy między związkami zawodowymi, w którym byłaby określona m.in. płaca minimalna. Zdaniem przewodniczącego Związku Krzysztofa Bukiela, takie rozwiązanie gwarantowałoby, że zobowiązania finansowe państwa będą dotrzymane. Wtedy związki zawodowe byłyby skłonne zgodzić się, by płace wzrosły nie natychmiast, ale stopniowo. Układ miałby wejść w życie od 1 października tego roku.
Zdaniem wiceministra zdrowia Bolesława Piechy, podpisanie układu byłoby bardzo trudne. "Takie zadanie jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. To postulat interesujący, ale trzeba sobie zdawać sprawę z trudności" - powiedział Piecha. "Ministerstwo zdrowia jest właścicielem tylko jednego szpitala w Polanicy Zdroju i tam tylko możemy skłonić dyrektora do podpisania układu zbiorowego" - dodał Piecha.
Pielęgniarki domagają się przedłużenia obowiązywania ustawy z dnia 22 lipca 2006 r. (o 30-proc. podwyżkach), podwyżki płac wszystkich pracowników medycznych, zwiększenia nakładów na system ochrony zdrowia do 5 proc. PKB w roku 2008 r. oraz 6 proc. w roku 2009.
Źródło: PAP/Radio Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: TVN24