Pięć i pół godziny jechała 81-letnia kobieta ze szpitala we Wrocławiu do szpitala w Bolesławcu. Pokonanie tej trasy zajmuje zwykle półtorej godziny. Rodzina od kilku tygodni próbuje dowiedzieć się, co się działo w tym czasie i dlaczego karetka jechała trzy razy dłużej niż zazwyczaj.
To miał być rutynowy transport. 81-letnia kobieta po udarze przeszła operację w jednym z wrocławskich szpitali. Po zabiegu została przekazana na dalsze leczenie do placówki w swoim mieście. Karetka wyjechała ze szpitala we Wrocławiu o godz. 18. Do szpitala w Bolesławcu dotarła o 23.30. Przejechanie 130 kilometrów zajęło 5,5 godziny.
Zgodnie ze zleceniem dyspozytora PR SAL-MED udaliśmy się do Dolnośląskiego Centrum Chorób Płuc po drugiego pacjenta (przekazanie Szpital Miejski w Wałbrzychu). Zakończenie zlecenia około godz. 20.30. Na miejsce docelowe dotarliśmy chwilę po 23. Przyczyną tak późnej pory przybycia była usterka ambulansu oraz utrudnione warunki pogodowe na trasie. Dyrekcja prywatnego pogotowia SAL-MED
Karetka chyba ma koło zapasowe, to jest 5-10 minut wymienić. Burza? Myśmy też do mamy codziennie jeździli i deszcze były. Półtorej godziny nam to zajęło. Weronika Kumosz, córka zmarłej kobiety
Dlaczego tak długo? Aleksander Sala, szef Prywatnego Pogotowia Ratunkowego SAL-MED tłumaczy, że nałożyło się na to kilka czynników. Między innymi „trudne warunki atmosferyczne” oraz „przykry zbieg okoliczności” – konieczność wymiany opony w pojeździe.
- To nie jest wytłumaczenie – oburza się Weronika Kumosz, córka zmarłej kobiety. - Karetka chyba ma koło zapasowe, wymiana to 5-10 minut. Burza? Myśmy też do mamy codziennie jeździli i deszcze były. Półtorej godziny nam to zajęło – dodaje kobieta.
- Fakt, że do Bolesławca pacjentka była wieziona pięć i pół godzin godziny jest dla mnie zupełnie niepojęty – twierdzi Maria Dytko, zastępca Dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu. To właśnie ten szpital zlecił transport pacjentki zewnętrznej firmie SAL-MED, z którą ma podpisaną umowę.
Karetka zabierała jeszcze jednego pacjenta
Kiedy dyrekcja szpitala zażądała wyjaśnień na piśmie okazało się, że karetka po drodze zabrała jeszcze jednego pacjenta i zawiozła go do Wałbrzycha. Miasto to na trasie Wrocław-Bolesławiec nie leży.
Dla szpitala, który zlecił przewóz pacjentki, takie tłumaczenie jest szokujące. - Kierujemy pacjenta, dajemy zlecenie, płacimy za to zlecenie i nagle okazuje się, że pacjent, inny pacjent jest po drodze zabierany z innego szpitala. To są sprawy, które nadal będziemy wyjaśniać – mówi Maria Dytko z wrocławskiego szpitala.
81-letnia kobieta zmarła tydzień później w domu. Rodzina nie chce bezpośrednio wiązać tego z długim transportem karetką, choć córki przyznają, że mogło to w jakiś sposób przyspieszyć odejście ich mamy. Dyrektor pogotowia zapewnił, że pacjentka była cały czas monitorowana i znajdowała się pod dobrą opieką.
Dyrekcja szpitala zapowiedziała, że wyciągnie wnioski z tej sytuacji oraz przyjrzy się bacznie pracy prywatnego pogotowia ratunkowego SAL-MED.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24