Zakończyły się pięciodniowe obchody 600-lecia Bitwy pod Grunwaldem. W niedzielę do domów ruszyło kilkanaście tysięcy rycerzy, członków bractw, rzemieślników i kupców.
Symbolicznym wymarszem wojsk polsko-litewskich z pola bitwy na Malbork zakończyły się w niedzielę ok. godz. 15 pięciodniowe obchody 600-lecia Bitwy pod Grunwaldem. Wcześniej, po godz. 12 w Ostródzie odbyła się kolejna historyczna inscenizacja - jak przed 600 laty przyjechał wóz z ciałem poległego pod Grunwaldem wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena.
Do domów ruszyło w niedzielę ponad 2 tysiące rycerzy z Polski, Litwy, Rosji, Białorusi, Czech, Niemiec, Francji i wielu innych krajów biorący udział w inscenizacji z okazji 600-lecia Bitwy pod Grunwaldem. Do tego - ich rodziny, inni pasjonaci rekonstruujący bitwę i średniowieczne życie, rzemieślnicy ze średniowiecznego jarmarku, kupcy z części niehistorycznej, oferujący jedzenie, napoje i pamiątki odwiedzającym Pola Grunwaldzkie turystom.
Nawet 200 tys. osób
Na razie nie ma oficjalnych danych, ilu turystów odwiedziło miejsce obchodów 600. rocznicy bitwy. Organizatorzy mają podać przybliżone dane na początku tygodnia. Według ostródzkiej policji było ich ponad 100 tysięcy, a mogło to być nawet 200 tysięcy osób.
Kilkudziesięciokilometrowe korki, które uniemożliwiały przejazd w okolicach Pól Grunwaldzkich - i spowodowały, że wielu widzów nie dotarło na uroczystości - już znikły. - Policjanci w okolicy dalej pracują. Na drogach wyjazdowych jest spokojnie. Są utrudnienia na krajowej siódemce, choć pojazdy się posuwają, ale to raczej jest związane z niedzielnymi powrotami znad morza - poinformował oficer prasowy ostródzkiej policji Marcin Danowski.
Godziny w upale
Po bitwie, w sobotę wieczorem, rycerze wspólnie się bawili. - Biorąc pod uwagę, że w tym upale niektórzy poszli do obozu dopiero 3 godziny po bitwie, bo nie mogli się wcześniej ruszyć, w tym roku świętowaliśmy bardzo spokojnie - mówił Jacek Szymański z warszawskiego Bractwa Miecza i Kuszy, który od kilkunastu lat podczas rekonstrukcji Bitwy pod Grunwaldem odtwarza rolę króla Władysława Jagiełły.
- Znając temperatury na polach wiedziałem, że uczestnicy idą tam popełnić samobójstwo. Mimo to wyszli w pole i dali z siebie wszystko. Jestem pełen podziwu i szacunku dla nich wszystkich. Szkoda, że nie spotykają się ze strony władz większym wsparciem czy choćby docenieniem ich wysiłku. Żałuję, że tak to wyglądało, że w tym roku politycy, a nie bitwa, uczestnicy i widzowie byli na pierwszym miejscu. My starliśmy się najlepiej, jak potrafiliśmy. Wszyscy uczestnicy poświęcają na rekonstrukcję bitwy swój czas i własne pieniądze. Nie jesteśmy jeszcze w stanie zbudować dróg dojazdowych czy infrastruktury - mówił Jacek Szymański.
Źródło: PAP