Nie ma żartów. To, że rok 2017 był najbezpieczniejszy w historii lotnictwa, nie oznacza, że nic się nie może zdarzyć - podkreślił w TVN24 Adrian Furgalski, wiceprezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Ekspert komentował trwający strajk personelu PLL LOT i ujawnione przez tvn24.pl nieprawidłowości z tym związane.
Dwa piątkowe loty do Tokio i Toronto mogły odbyć się z naruszeniem procedur dotyczących wymaganych uprawnień załogi - ustalił tvn24.pl. Ma to związek z trwającym protestem pracowników PLL LOT i spowodowanych tym trudności z kompletowaniem załóg.
W obu przypadkach brakowało stewardess z uprawnieniami do pełnienia funkcji tzw. superwizora, czyli szefa pokładu. W zamian, podczas tych dwóch lotów, funkcję tę miały sprawować inne stewardesy, które jednak nie posiadają odpowiednich pozwoleń.
"Nie ma żartów"
- Stewardessa kojarzy nam się z tym, że popatrzy, czy bagaż jest dobrze upchany, poda nam herbatę. Ale osoby, które pełnią tę funkcję na pokładzie są przeszkolone na wszystkie sytuacje, gdyby w trakcie lotu coś poszło nie tak - wskazywał w rozmowie z TVN24 Adrian Furgalski, wiceprezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
- Mamy Urząd Lotnictwa Cywilnego, który tutaj wszczął kontrolę i mam nadzieję - wykaże, że nikt nie postanowił zaryzykować bezpieczeństwa - dodał.
Furgalski powiedział, że "mieliśmy w naszym kraju parę katastrof, które wystąpiły dlatego, że przede wszystkim nie przestrzegano procedur". - Nie ma żartów. To, że rok 2017 był najbezpieczniejszy w historii lotnictwa nie oznacza, że nic się nie może zdarzyć - zaznaczył ekspert.
Podkreślił, że "ktokolwiek świadomie złamie procedury bezpieczeństwa, czy zmusi kogoś do złamania tych procedur, powinien natychmiast wylecieć na zbity pysk, a potem odpowiedzialność karna".
"Odwołany samolot do USA to przynajmniej milion w plecy"
- Jest problem z częścią załóg, które latają, bo ta sytuacja, która dzieje się tutaj na ziemi i w firmie dla sporej części osób jest stresująca - wskazywał ekspert, odnosząc się do strajku.
Podkreślił, że "osoby, które wchodzą na pokład i stanowią personel, który ma dbać o nasze bezpieczeństwo na pewno nie mogą być w złej kondycji psychofizycznej, bo to może się odbić na bezpieczeństwie i prawidłowości rejsu".
Furgalski powiedział, że LOT ponosi "niemałe straty" w związku ze strajkiem personelu.
- Odwołany samolot na przykład do Stanów Zjednoczonych to przynajmniej milion w plecy. Dzisiaj straty wynoszą grubo ponad 20 milionów złotych. Lot ma stabilną finansową sytuację, ale na takie straty nie może sobie pozwolić - dodał. W jego ocenie "najgorsze jest to, że strony i z jednej, i z drugiej strony barykady strzelają do siebie z coraz to różnej amunicji". - W moim przekonaniu porozumienie się oddala - stwierdził.
Strajk w PLL LOT
Czwartek jest ósmym dniem strajku związków zawodowych w PLL LOT. Jego uczestnicy - stewardesy i piloci - powstrzymują się od pracy.
Spółka tłumaczy, że strajk jest nielegalny, a każdy odwołany rejs to dla firmy olbrzymie koszty.
LOT informował wcześniej, że na skutek trwającej od ubiegłego czwartku (18 października) akcji strajkowej, z powodów problemów z załogą, odwołano 56 z 2346 planowanych operacji. Oznacza to, że w wyniku protestu odwołanych zostało 2,4 proc. rejsów.
Autor: ads/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24