Częstochowska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie sobotniej katastrofy samolotu piper navajo. W wypadku maszyny używanej przez prywatną szkołę spadochronową zginęło 11 osób, uratowana została jedna – 40-letni mężczyzna.
Na miejscu zdarzenia pracowali również eksperci Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
W niedzielę jej specjaliści – przy pomocy m.in. strażaków - rozpoczęli rozbiórkę samolotu. Tego dnia udało się to zrobić w około 90 proc. Od wraku zostały też oddzielone najbardziej newralgiczne – według PKBWL - elementy, czyli silniki.
O tym, jak przebiegała ich praca poinformował na konferencji prasowej członek przedstawiciel komisji, Andrzej Pussak.
- Mamy podejrzenia, choć to na razie tylko hipotezy, co do sprawności tych silników. Wiele elementów świadczy o tym, że mogły działać w sposób nieprawidłowy - poinformował Pussak. Wskazał, że chodzi o 300-konne jednostki napędowe produkcji firmy Lycoming.
Pytany o nieoficjalne informacje, jakoby piper, który uległ katastrofie, miał przed nią problemy z jednym silników (m.in. problemy z uruchamianiem), Pussak zaznaczył, że "tajemnicą poliszynela jest, że samolot miał już w trakcie transportu ze Stanów Zjednoczonych międzylądowanie na Grenlandii, gdzie były kłopoty z silnikiem".
Awaria silnika? Duże obciążenie samolotu?
Ekspert dodał, że "duży zakres zdjęć, które są w posiadaniu Komisji, świadczą o dużym i gęstym zadymieniu tych silników". - To symptom świadczący, że być może coś było z nimi nie tak - wyjaśnił.
- Ustawienie łopat śmigła, zniszczenie tych łopat, kątów natarcia tych łopat i stan techniczny silnika sugerują, że Komisja idzie we właściwym kierunku - ocenił.Pussak odniósł się też do hipotez sugerujących, że do katastrofy mógł przyczynić się ciężar samolotu.
- Przy tak wysokich temperaturach, jakie panowały w sobotę i ten element jest brany bardzo poważnie pod uwagę- zaznaczył.
Dodał jednak, że PKBWL nie określiła jeszcze ciężaru maszyny w chwili katastrofy.
- Nieszczęście polega m.in. na tym, że część dokumentacji była na pokładzie statku powietrznego, w tym popularny wśród pilotów PDT, czyli pokładowy dziennik techniczny, w którym jest opisywana całodzienna historia samolotu - wyjaśnił.
80 proc. samolotu spalone
Pussak dodał, że eksperci prowadzą teraz "jubilerską robotę", zdejmując wszystkie elementy maszyny, aby dostać się do kokpitu, który "jest całkowicie zdeformowany". To tam - jak wytłumaczył - znajdują się główne elementy, być może również te rejestrujące lot.
Nie wiadomo też na razie czy katastrofę mogły przetrwać ew. nośniki takich danych. W poniedziałek eksperci dokończą rozbiórkę samolotu, zajmą się też kontrolą wszystkich dokumentów – tak technicznych, jak i personelu latającego.
Specjalista Komisji podał też m.in., że ułożenie samolotu w miejscu katastrofy świadczy o tym, że zderzył się on z ziemią pod bardzo dużym kątem pochylenia (ok. 90 stopni w stosunku do osi podłużnej samolotu), a także przechylenia (ok. 70-80 stopni). Wrak uległ mocnemu zniszczeniu: niezależnie od uszkodzeń od uderzenia o ziemię spłonął w ok. 80 proc.
Pussak zapytany o to, jak długo pozostaną na miejscu zdarzenia, odpowiedział, że "do zakończenia badania". - Póki nie zwieziemy wszystkich elementów. W tej chwili nasza praca polega m.in. na tym, że opisujemy każdy znaleziony element i segregujemy: które pójdą do utylizacji, a które będą przyczynkiem do dalszych badań - wyjaśnił.
Raport wstępny w ciągu 30 dni
Pussak przypomniał, że PKBWL ma 30 dni, by przedstawić raport wstępny. - Jestem w tym okresie zobligowany powiadomić społeczeństwo, co już zrobiliśmy i jakie zalecenia profilaktyczne poszły w ślad za tym, co odkryliśmy. Naprawdę nie potrafimy wróżyć z fusów - powiedział.
- PKBWL nie orzeka o winie, ma znaleźć przyczynę tego zdarzenia, co aktualnie czynimy i określić profilaktykę - zaznaczył.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie prok. Tomasz Ozimek poinformował ok. godz. 19. oględziny samolotu zostały już tego dnia zakończone.
Autor: kg//kdj / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24