Dzieci ranne w czasie awantury w Wołominie zostały już operowane w szpitalu przy ul. Niekłańskiej. 8-letni chłopiec jest w stanie stabilnym, przebywa na oddziale chirurgicznym. 10-letnia dziewczynka jest na oddziale intensywnej terapii. Jest w śpiączce farmakologicznej. Do zdarzenia w Wołominie doszło w niedzielę nad ranem: mężczyzna prawdopodobnie zabił swoją konkubinę i jej 15-letnią córkę, a następnie popełnił samobójstwo.
Jak powiedział Wojciech Pawłowski, dyrektor ds. lecznictwa w szpitalu przy ul. Niekłańskiej, dzieci przeszły w niedzielę poważne operacje z udziałem zespołu lekarzy ortopedów, neurochirurgów, chirurgów ogólnych i laryngologów. - Mogę potwierdzić, że chłopczyk jest w stanie dość stabilnym, jest na oddziale chirurgicznym, dziewczynka przebywa w śpiączce farmakologicznej na oddziale intensywnej terapii - powiedział. Jak dodał, dziewczynka ma m.in. uraz głowy. Jak dodał, ostrożnie można powiedzieć, że zagrożenie życia chłopca minęło, natomiast jeśli chodzi o stan dziewczynki to rokowania są "poważne i ostrożne".
Policja chce przesłuchać dzieci
Pawłowski powiedział, że dzieci na pewno nie będą mogły być przesłuchane jeszcze dzisiaj. Być może w przypadku chłopca będzie to wtorek lub środa, w przypadku dziewczynki na pewno nie będzie to możliwe w ciagu kilku najbliższych dni. Lekarz wyjaśnił, że w niedzielę informowano o tym, że stan chłopca jest poważniejszy, ponieważ w chwili przyjęcia do szpitala mocno krwawił, występowało więc u niego zagrożenie życia. Okazało się jednak, że to dziewczynka ma poważniejsze obrażenia. Pawłowski nie chciał odpowiedzieć, czy rany dzieci powstały w wyniku ciosów nożem.
Prokurator: nic nie wskazywało, że dojdzie do tragedii
Prokurator Artur Orłowski z Prokuratury Rejonowej w Wołominie powiedział, że śledczy dostali informację o tragedii w Wołominie około 9 rano w niedzielę. - Na miejsce przyjechał prokurator i duże siły policji. Dokonane zostały oględziny. Wstępnie ustalono, że około 2 w nocy z soboty na niedzielę konkubent z konkubiną wyszli z lokalu, gdzie bawili się na imprezie karaoke. Spożywali tam alkohol, ale nie była to duża ilość. W zgodzie udali się do domu, nic nie wskazywało na to, że dojdzie do tragedii - powiedział Orłowski. Jak dodał, w nocy mężczyzna z niewiadomych przyczyn zadał ciosy kobiecie i jej 15-letniej córce oraz dwójce dzieci w wieku 8 i 10 lat. Potem popełnił samobójstwo. - Gdy przyjechała policja na miejsce, 15-latka nie żyła, konkubina dawała znaki życia, ale w niedługim czasie zmarła. Dzieci trafiły do szpitala - mówił prokurator.
Rodzinna tragedia
Jak poinformował w poniedziałek rano rzecznik KSP Mariusz Mrozek, policja trzykrotnie interweniowała w rodzinie - w listopadzie 2010 r., oraz marcu i maju 2011 r. - W 2010 r. i w maju 2011 r., powodem było awanturowanie się mężczyzny, w marcu - awantura, w czasie której użył przemocy wobec kobiety. Miał postawione zarzuty, ale kobieta podczas przesłuchania powiedziała, że nie wnosi przeciwko niemu zarzutów i nie chce jego ścigania - poinformował rzecznik. Te informacje potwierdził później prokurator rejonowy Artur Orłowski. Mrozek mówił, że od maja 2011 r. w rodzinie nie było interwencji policji, nie kontaktowała się też ona z Ośrodkiem Pomocy Społecznej. Wcześniej z pomocy OPS - m.in. finansowej - korzystała kobieta. Ujawnił też, że mężczyzna był w przeszłości karany za rozboje. Karę odbywał w 1990, 1995 i 2000 r. Potem nie był już zatrzymywany.
Dyrektor wołomińskiego MOPS-u Radosław Kowalczyk powiedział, że mężczyzna był znany ośrodkowi. Według niego, 40-latek był zaburzoy psychicznie, nadużywał alkoholu i innych substancji psychoaktywnych.
"Mówiła, że układało się między nimi dobrze"
Mrozek poinformował też, że kobieta była w stałym kontakcie z dzielnicowym, ostatnio spotkali się trzy dni temu. Kobieta miała powiedzieć policjantowi, że z konkubentem układa jej się bez problemów i od dłuższego czasu nie było między nimi tak dobrze. - Kobieta miała bezpośredni numer dzielnicowego w swojej komórce, zapisany był również na kartce na lodówce - dodał rzecznik. Według rzecznika, para ostatnią noc przed tragedią spędziła w klubie na imprezie karaoke, gdzie bawiła się zdaniem świadków bardzo dobrze. - Nie było przesłanki, że dzieje się coś złego - podkreślił Mrozek. Rzecznik zwrócił uwagę, że w ostatnim czasie nie było żadnych sygnałów, że w tej rodzinie działo się coś złego. - Możemy określić to jako zmowę milczenia, znieczulicę. Osoby, które twierdzą, że wiedziały, że w tej rodzinie dzieje się źle, nie poinformowały OPS ani policji, żadnej instytucji, które mogły pomóc - podkreślił Mrozek. - Z jednej strony sąsiedzi wiedzieli, że dzieje się coś złego, ale tego nie zgłosili, chociaż mogli to zrobić, nawet anonimowo - dodał.
Autor: jk/tr/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: PAP | TVN24