- Oni skrzętnie ukrywają swoje słabości - mówi ppłk Jarosław Garstka, były zastępca dowódcy jednostki GROM, komentując śmierć trzech brytyjskich wojskowych, którzy nie przeżyli selekcji do elitarnej jednostki komandosów SAS. Dodaje, że także w Polsce determinacja i chęć dostania się do służb jest tak duża, że bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.
Selekcja do GROM-u trwa tydzień, do brytyjskiego SAS-u cztery tygodnie. Egzamin znany jest z niezwykle wyśrubowanych wymagań i wielkiego obciążenia, jakiemu są poddawani chętni, którzy chcą stać się elitą wojska Wielkiej Brytanii. Jednym z jego etapów jest seria marszów na wytrzymałość przez pasmo wysokich wzgórz w Walii. Dla niektórych za trudna, co pokazuje śmierć trzech brytyjskich żołnierzy.
"Jak mi utną palec to jeszcze mnie przyjmą?"
- Oni skrzętnie ukrywają swoje słabości - mówi ppłk Jarosław Garstka, były zastępca dowódcy jednostki GROM. Dodaje jednak, że determinacja i chęć dostania się do jednostki bierze czasem górę nad zdrowym rozsądkiem. Wspomina kolegę, który podczas selekcji do GROM odmroził sobie stopę. - Namawialiśmy go, żeby się zgłosił do lekarza i wycofał z selekcji. A on nas zapytał: "jak mi utną palec, to jeszcze mnie przyjmą do jednostki?". Roześmieliśmy się i powiedzieliśmy, że bez palców nie biorą - mówił ppłk Garstka.
"Organizm jest bardzo zmęczony"
Szacuje się, że selekcję do elitarnych jednostek kończy około 15 procent kandydatów. Ale w samym GROM-ie były też przypadki, że selekcję kończyło trzech kandydatów na stu. O tym, jak ciężkie są takie testy, przekonywał reportera "Polski i Świata" jeden z byłych żołnierzy GROM, który pragnie pozostać anonimowy.
- Organizm jest już bardzo zmęczony i człowiek na każdym punkcie, który trzeba zaliczyć, liczy na to, że już jest koniec - mówił były żołnierz GROM, który przeszedł pierwszą selekcję do polskiej jednostki specjalnej opracowaną głównie na wzorcach brytyjskich. - A dowiaduje się, że musi iść dalej i nie wiadomo, kiedy to się skończy - dodał.
"W Polsce nie było takiego przypadku, żeby ktoś zmarł"
W jego ocenie, w przypadku zmarłych brytyjskich wojskowych, nie zachowano "pewnej formy kontroli". - Ich motywacja była być może tak duża, a z ich organizmami było już kiepsko. A oni starali się iść dalej - ocenia były żołnierz GROM. Zapewnia jednocześnie, że w Polsce żadna z selekcji nie zakończyła się tak tragicznie: - Nie było takiego przypadku żeby ktoś zmarł.
Autor: kde\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24