Do jednostki specjalnej za wszelką cenę. "Jak mi utną palec, to jeszcze mnie przyjmą?"

Selekcję do elitarnych jednostek kończy około 15 procent kandydatów
Selekcję do elitarnych jednostek kończy około 15 procent kandydatów
Źródło: tvn24

- Oni skrzętnie ukrywają swoje słabości - mówi ppłk Jarosław Garstka, były zastępca dowódcy jednostki GROM, komentując śmierć trzech brytyjskich wojskowych, którzy nie przeżyli selekcji do elitarnej jednostki komandosów SAS. Dodaje, że także w Polsce determinacja i chęć dostania się do służb jest tak duża, że bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.

Selekcja do GROM-u trwa tydzień, do brytyjskiego SAS-u cztery tygodnie. Egzamin znany jest z niezwykle wyśrubowanych wymagań i wielkiego obciążenia, jakiemu są poddawani chętni, którzy chcą stać się elitą wojska Wielkiej Brytanii. Jednym z jego etapów jest seria marszów na wytrzymałość przez pasmo wysokich wzgórz w Walii. Dla niektórych za trudna, co pokazuje śmierć trzech brytyjskich żołnierzy.

"Jak mi utną palec to jeszcze mnie przyjmą?"

- Oni skrzętnie ukrywają swoje słabości - mówi ppłk Jarosław Garstka, były zastępca dowódcy jednostki GROM. Dodaje jednak, że determinacja i chęć dostania się do jednostki bierze czasem górę nad zdrowym rozsądkiem. Wspomina kolegę, który podczas selekcji do GROM odmroził sobie stopę. - Namawialiśmy go, żeby się zgłosił do lekarza i wycofał z selekcji. A on nas zapytał: "jak mi utną palec, to jeszcze mnie przyjmą do jednostki?". Roześmieliśmy się i powiedzieliśmy, że bez palców nie biorą - mówił ppłk Garstka.

"Organizm jest bardzo zmęczony"

Szacuje się, że selekcję do elitarnych jednostek kończy około 15 procent kandydatów. Ale w samym GROM-ie były też przypadki, że selekcję kończyło trzech kandydatów na stu. O tym, jak ciężkie są takie testy, przekonywał reportera "Polski i Świata" jeden z byłych żołnierzy GROM, który pragnie pozostać anonimowy.

- Organizm jest już bardzo zmęczony i człowiek na każdym punkcie, który trzeba zaliczyć, liczy na to, że już jest koniec - mówił były żołnierz GROM, który przeszedł pierwszą selekcję do polskiej jednostki specjalnej opracowaną głównie na wzorcach brytyjskich. - A dowiaduje się, że musi iść dalej i nie wiadomo, kiedy to się skończy - dodał.

"W Polsce nie było takiego przypadku, żeby ktoś zmarł"

W jego ocenie, w przypadku zmarłych brytyjskich wojskowych, nie zachowano "pewnej formy kontroli". - Ich motywacja była być może tak duża, a z ich organizmami było już kiepsko. A oni starali się iść dalej - ocenia były żołnierz GROM. Zapewnia jednocześnie, że w Polsce żadna z selekcji nie zakończyła się tak tragicznie: - Nie było takiego przypadku żeby ktoś zmarł.

Autor: kde\mtom / Źródło: tvn24

Czytaj także: