Od 15 lat Janusz Świtaj jest sparaliżowany. Niedawno otrzymał specjalistyczny wózek, dzięki któremu może wydostać się poza cztery ściany swojego mieszkania. Jednak wózek stanowi darowiznę, od której trzeba zapłacić podatek. - Dostaje się w łeb za to, że się coś dobrego robi - oburza się Anna Dymna.
W zeszłym roku mężczyzna złożył w sądzie wniosek o eutanazję. Jednak teraz nie myśli już o śmierci. - Gdy się leży 15 lat w łóżku i nagle można jeździć, to daje to ogromną wolność - cieszy się z prezentu Janusz Świtaj.
Wózek jest podarunkiem, dzięki któremu mężczyzna może chodzić do liceum i pracować. A pracuje w fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko", gdzie pomaga ludziom, którzy z różnych względów nie radzą sobie ze swoimi problemami. - To co zrobił dla innych ludzi jest nieocenione - chwali go Dymna.
Przepisy są twarde
Wózek jest wart 200 tys. złotych i stanowi darowiznę, jaką otrzymał Janusz Świtaj. I zgodnie z przepisami zapłaty podatku nie uniknie.
- Takie są przepisy podatkowe i nie pozostawiają wątpliwości. W przypadku darowizny konieczny jest do zapłacenia podatek - wyjaśnia Magdalena Kobos z Urzędu Skarbowego w Krakowie.
W tym przypadku kwota, jaką zabierze skarbówka to 40 tys. złotych. Zarówno Janusz Świtaj, jak i fundacja Anny Dymnej zapowiadają, że będą walczyć o umorzenie podatku.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24