- Chyba padały informacje ze strony płk. Ireneusza Szeląga, że te cząstki (wysokoenergetyczne - red.) mogą być składnikiem materiałów wybuchowych - powiedział w wywiadzie dla "Wprost" Andrzej Seremet. Prokurator generalny przekazał również, że o sprawie wysokoenergetycznych cząsteczek dowiedział się 28 września. 30 października "Rzeczpospolita" napisała o śladach trotylu na wraku Tu-154M.
Seremet w rozmowie z dziennikarzami "Wprost" przypomniał, że w pierwszą rocznicę katastrofy mówił, że nie znaleziono "żadnych dowodów na potwierdzenie hipotezy o wybuchu". - Taki był ówczesny stan wiedzy i możliwości prokuratorów. Zarówno odczyty czarnych skrzynek, w tym polskiego rejestratora ATM, jak i wyniki sekcji zwłok, badania ubrań ofiar katastrofy i opinia Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii nie potwierdziły wybuchu na pokładzie samolotu - dodał. Zaznaczył jednak, że nie rozmawiał osobiście z biegłymi z instytutu wojskowego, którzy w 2010 roku stwierdzili, że w próbkach szczątków zebranych na miejscu katastrofy nie stwierdzono obecności materiałów wybuchowych. - O ich wnioskach poinformowali mnie prokuratorzy wojskowi - wyjaśnił.
"Śledczy uznali, że należy przeprowadzić dokładniejsze badania"
Prokurator generalny powiedział także, że wcześniej zastrzegał, iż wątek zamachu będzie ponownie badany "jeśli pojawią się nowe możliwości dowodowe".
Na komentarz dziennikarzy, że w takim razie - jak widać - dziś sytuacja uległa zmianie, odpowiedział: - Tak, po powołaniu zespołu biegłych pomagających nam w śledztwie. Uznali oni, że należy przeprowadzić bardziej szczegółowe badania wraku, w tym na obecność materiałów wybuchowych. I to jest cała tajemnica. Jak podkreślił, biegli obecnie uznali, że "opinia Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii jest niewystarczająca i że dysponują metodami, które mogą przynieść pełniejsze wyniki".
Prokurator powiedział, że o wysokoenergetycznych cząsteczkach, które wykryli biegli dowiedział się 28 września od naczelnego prokuratora wojskowego i szefa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dodał, że gdy biegli wrócili ze Smoleńska "chyba padały informacje ze strony płk. Szeląga (szefa wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie - red.), że te cząstki mogą być składnikiem materiałów wybuchowych".
"Mnie też to irytuje"
Seremet w wywiadzie dla "Wprost" przyznał też, że nadal prowadzone są badania w Instytucie Ekspertyz Sądowych taśmy z czarnych skrzynek Jaka-40, który 10 kwietnia wylądował na lotnisku w Smoleńsku przed prezydenckim samolotem, które potwierdziły lub zaprzeczyłyby jakoby kontrolerzy pozwolili zejść tupolewowi do wysokości 50, .
Zarzut stawiany przez dziennikarzy, że od katastrofy minęło już ponad dwa i pół roku, odpiera słowami: - Mnie też to irytuje! Ale tyle trwają badania. Też się zastanawiałem, co tam można badać. A jednak. To zajmuje gigantyczną ilość czasu.
Autor: nsz//kdj / Źródło: "Wprost"
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24