Aneta Kryszczyńska-Jurek z Czarnej Wsi Kościelnej koło Białegostoku razem z mężem tworzy rodzinę zastępczą. Pod swoją opieką Jurkowie mają sześcioro dzieci z trudną przeszłością, bolesnymi wspomnieniami i ogromną wiarą w to, że będą mieli normalną, kochającą się rodzinę. Ze wszystkich sił małżeństwo stara się zapewnić swoim podopiecznym odpowiednie warunki. Zaplanowali piękny dom i pokój dla każdego dziecka. Jednak zostali oszukani.
- Nocne krzyki, płacze, zrywanie się opowieści o tym, jak tatuś mamusię nożem straszył, czy jak w budzie dla psa się siedziało, albo w piwnicy się spało... Na nas to też robiło ogromne wrażenie, więc chcieliśmy, żeby dzieci miały lepiej - mówi Aneta Kryszczyńska-Jurek. Ze wszystkich sił razem z mężem starają się stworzyć prawdziwą rodzinę swoim podopiecznym. W planach było stworzenie pięknego, spokojnego domu, w którym będzie miejsce dla każdego dziecka. Jednak zamiast spokojnego domu od kilku miesięcy rodzina toczy walkę o lepsze jutro.
Miał wyremontować dom, zabrał pieniądze i uciekł
- Rodzice mają problemy w bankach i w ogóle, oszukali nas, a szczególnie rodziców. Zabrakło nam pieniędzy na skończenie domu - mówi kilkuletnia Iza. Budowa wymarzonego domu dla Jurków okazała się beczką bez dna, a przedsiębiorca, który przeprowadzał prace - oszustem. Bo choć robót nie skończył, to zniknął wraz z pieniędzmi. Rodzinie zostawił tylko wielki bałagan i długi. - Jesteśmy ludźmi, którzy zaufali drugim ludziom. Wypłaciliśmy mu te pieniądze, umówiliśmy się na elewację - tłumaczył, że nie miał z czego płacić pracownikom, więc, że tak powiem wypłacaliśmy mu na zaś, no i zostaliśmy ze swoją naiwnością, głupotą sami - mówi pani Aneta.
Gigantyczne długi do spłacenia
Zamiast cudownego domu rodzina ma gigantyczne długi. Dwa kredyty hipoteczne i jeden gotówkowy. Łączna suma to 200 tysięcy złotych do spłacenia. - 4 tys., czy 4,5 tys. w tej chwili miesięcznie wydać na kredyt, to naprawdę nie są małe pieniądze. To tyle, co my wydajemy miesięcznie na jedzenie naprawdę - mówi ze łzami w oczach pani Aneta.
Zaciskać pasa, by starczyło na jedzenie
- Staramy się dać swoim dzieciom to, czego potrzebują najbardziej. Miłości, bezpieczeństwa, spokoju, ale niestety w tej sytuacji, w jakiej jesteśmy, dopóki te sprawy się nie wyjaśnią, nie da się tego zrobić - mówi pani Aneta. Sytuacja rodziny nie wygląda najlepiej. Do dyspozycji rodzina ma tylko jeden pokój, reszta domu jest w opłakanym stanie. Rodzice muszą zaciskać pasa, żeby starczyło na życie i spłatę kredytów.
- Czasami zdarza się, że siedzimy oboje z tej bezradności, bezsilności i płaczemy. Pomimo, że kochamy swoje dzieci bardzo, nie oddali byśmy ich nikomu, to jest nasze życie. W tej chwili czujemy się beznadziejnie oszukani, okradzeni - mówi pani Aneta.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24