Zakopują żywcem, tłuką siekierą, okaleczają, czy ciągną za samochodem - pomysłów na dręczenie zwierząt w Polsce nie brakuje. Właściciele w bestialski sposób pozbywają się swoich niechcianych psów i kotów. Dziennikarze TVN na podstawie zgłoszeń od widzów stworzyli mapę miejsc, w których zwierzęta cierpią najbardziej. Materiał magazynu "Superwizjer".
"Zwierzęta są jak ludzie, czują" to akcja dziennikarzy "Uwagi!" TVN mająca na celu walkę z przypadkami bestialstwa i znęcania się nad zwierzętami. Mimo wspólnych działań z organizacjami społecznymi niemal codziennie pojawiają się zgłoszenia dotyczące nowych przypadków okrucieństwa. Reporterzy przygotowali więc specjalną mapę miejsc, w których zwierzęta cierpią najmocniej.
Płońsk: pies zatłuczony kołkiem
Jedną z pierwszych podjętych interwencji była sprawa zabicia psa w Płońsku (woj. mazowieckie).
- Dziewczynę, która tutaj mieszka, znam od dziecka. A jej chłopak, konkubent to alkoholik, ostatnie stadium alkoholizmu. Nie było go wtedy w domu - relacjonuje Dariusz Drogosz, sąsiad, którego zaalarmował przeraźliwy skowyt torturowanego psa. Jak opowiada, zwierzę zabił mężczyzna, który przyjechał pomóc w przeprowadzce. Jego zdaniem, to kobieta zleciała zamordowanie czworonoga, by nie przeszkadzał w przenosinach do nowego miejsca zamieszkania.
- Ja mu nie powiedziałam, w jaki sposób ma ją zabić - twierdzi w rozmowie telefonicznej właścicielka zwierzęcia. - Ja tylko po prostu chciałam uchronić ją od śmierci głodowej. Gdybym ją tam zostawiła, to albo… Ona by zdechła z głodu przecież. Sama by padła - mówi. Jak przekonuje, zwierzęcia "nikt nie chciał", mimo że "dzwoniła do schroniska".
- Powtarzam: nie chciałam, żeby ona zdychała w agonii z głodu. Wyobrażałam sobie, że to będzie chwila, moment i przestanie cierpieć i jej tam nie zostawię. Wyobrażałam sobie, że to będzie tak jak u wisielca: chwila, moment i będzie po sprawie, zwierzęcia nie będzie. I tylko takie znalazłam wyjście z tej sytuacji - mówi.
Robotnikowi z okolic Płońska, który wykonał zlecenie, prokurator postawił już zarzut znęcania się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Sprawiedliwość dosięgnie też prawdopodobnie właścicielkę, która nie spodziewała się, że również stanie przed sądem.
Sosnowiec: zagłodzona Fergie
- Ten pies był cały czas chudy. Ja się i tak dziwię, że tyle przeżył - mówi o dziewięcioletniej amstaffce Fergie jedna z sąsiadek. - Jak dopytywałam, dlaczego Fergie jest taka przychudzona, to ciągle było mówione, że a to się zatruła, a to wymiotuje, a to ma biegunkę. Cały czas się usprawiedliwiali, a pies był po prostu zagłodzony - relacjonuje.
Gdy wolontariusze znaleźli Fergie, była w bardzo złym stanie i wymagała natychmiastowej pomocy weterynarza. Jak mówił Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt, pies był przywiązywany do tapczanu i głodzony. W dniu interwencji ważył 18 kilogramów.
- Ewidentnie widać, że pies był niedożywiony. Takie wychudzenie, zaniedbanie to jest skazanie psa na powolną śmierć - wyjaśnia lekarz weterynarii Piotr Wojtania.
Knurów: kopał bez wytchnienia
W Płońsku i w Sosnowcu oprawców zwierząt zdemaskowano tylko dlatego, że w sąsiedztwie znalazły się osoby, które odważyły się mówić o tym, co widzą. Częściej jednak dominuje postawa odmienna, która sprzyja oprawcom.
W Knurowie, na dużym osiedlu mieszkaniowym, mężczyzna wyszedł na spacer ze swoim psem, a następnie prawdopodobnie przez kilka godzin szarpał i bił czworonoga. Zwierzę nie przeżyło. Wszystko zarejestrowała kamera monitoringu miejskiego. - Widział to człowiek, który jako jedyny zareagował i zadzwonił po policję - mówi Dorota Jasińska z OTOZ "Animals" w Gliwicach. Policja prowadzi postępowanie wobec właściciela psa.
Dlaczego nikt inny nie powiadomił funkcjonariuszy? - Być może, bo to "tylko zwierzę" - zastanawia się Jasińska. - Według mojego przeświadczenia bardziej jednak dlatego, że ludzie nie chcą mieć problemów. Tak sobie to tłumaczą: za chwilę będę gdzieś ciągany przez policję czy po sądach. Boją się, myślą: mieszkam tu niedaleko, nie chcę zadzierać z sąsiadem. No trudno, niech ktoś inny to zgłosi - tłumaczy.
Oświęcim: spaniel zakopany żywcem
Katarzyna Śliwa-Łobacz z Fundacji Mondo Cane podkreśla, że dużą rolę w nagłaśnianiu przypadków znęcania się nad zwierzętami i ustalania sprawców mają media społecznościowe. Dowodem na siłę internetowej społeczności jest sprawa spaniela zakopanego żywcem w Oświęcimiu.
Odnalazła go w zaroślach Lily, suka Krzysztofa Goytowskiego. - Od razu zacząłem kopać - wspomina. Zdjęcie znalezionego psa opublikowano w internecie. Już następnego dnia wiadomo było, kto jest właścicielem. Przyciśnięty do muru mężczyzna zgłosił się sam do miejscowej organizacji "Animals".
- Przedstawił nam wersje, której się spodziewałam: "piesek mi uciekł" - mówi Katarzyna Kuczyńska z OTOZ "Animals" Oświęcim. - Pytam się, czy to możliwe, żeby pies walnął się łopatą w głowę i zakopał sam w ziemi. Pan zamilkł. Nie było w nim żadnych emocji - opowiada.
Kara nie odstrasza?
Tylko przez dwa lata do sądów rejonowych wpłynęło blisko 900 spraw dotyczących przypadków znęcania się nad zwierzętami, w których oskarżono prawie 1000 osób. Sądy wymierzały najczęściej sprawcom karę więzienia, ale w 86% wypadków były to wyroki w zawieszeniu. Kary bezwzględnego więzienia orzekane były sporadycznie. Sędziowie bardzo rzadko skazywali też oskarżonych na kary ograniczenia wolności, oznaczające konkretną dolegliwość - najczęściej pracę na cele społeczne. Kary pieniężne również nie były wysokie - średnia to 740 zł.
Problemem okazuje się też podejście służb. - Prokuratorzy często są mało aktywni albo wręcz nieobecni jeżeli chodzi o sprawy dotyczące zwierząt - mówi Tomasz Argasiński z fundacji Czarna Owca Pana Kota. - Często sprawy te są traktowane mniej poważnie niż sprawy dotyczące ludzi - ocenia.
Zdaniem mecenasa Mateusza Łątkowskiego, który często występuje w roli oskarżyciela posiłkowego w sprawach okrucieństwa wobec zwierząt, problemem jest najczęściej brak przygotowania i empatii, np. ze strony policji. - Znam wiele przypadków w wielu komisariatach w całym kraju. Ludzie zgłaszają przypadki znęcania się nad zwierzęciem, a tłumaczenie jest następujące: "nie przyjmiemy, nie zrobimy, bo przecież to tylko zwierzę" - mówi prawnik.
Męczą też koty
Ofiarami wymyślnych tortur padają nie tylko psy. Większość zgłoszeń na mapie okrucieństwa dotyczy kotów. W Grabowie koło Ostrzeszowa policja nadal szuka sprawców bestialskiego skatowania kota Duszka.
- To, co tutaj się zadziało, związanie go sznurem, później podpalenie, to jest coś, co nie mieści nam się w głowie. Czegoś takiego nigdy jeszcze nie doświadczyliśmy - mówi Anna Zielińska z Fundacji VIVA. - Pamiętajmy, że ludzie, którzy są okrutni wobec zwierząt, są też okrutni wobec ludzi - dodaje.
Kolejna makabryczna historia wydarzyła się w Siedlcach. Mieszkanka znalazła zwłoki zwierzęcia z oderwanymi łapkami i ogonem. Domniemanego sprawcę znęcania udało się znaleźć, usłyszał już zarzuty.
- Jestem niewinny. Policja zabiła kota i próbują mnie w to wrobić - mówi mężczyzna w rozmowie z naszym dziennikarzem.
Rozwiązanie? Czipowanie
Jak lepiej namierzać sprawców takiej przemocy? Rozwiązaniem w jakimś stopniu jest obowiązkowe czipowanie psów i kotów. - Może w końcu ludzie zrozumieją, że jeżeli za psem idzie jakiś numer, czyli za psem idzie "dowód osobisty", to już nie jest rzecz, którą można uwiązywać na łańcuchu, szczepić lub nie szczepić, a potem gdzieś zakopać, bo gdzieś w ewidencji ten pies istnieje - mówi Katarzyna Śliwa-Łobacz. Niektóre gminy wprowadziły obowiązek takiego znakowania zwierząt na swoim terenie, a elektroniczne czipy różnych firm są też wszczepiane wszystkim psom i kotom w schroniskach.
Nie ma jednak jednolitego systemu, z którego sprawnie mogłaby korzystać policja ścigając sprawcę znęcania.
Autor: kg/kk / Źródło: Superwizjer