W serii morderstw właścicieli kantorów, jednej z najpoważniejszych zbrodni ostatnich lat, brał udział tajny współpracownik CBŚ - dowiedział się "Dziennik". Prokuratorzy badają, czy swoją współpracę z policją wykorzystywał chroniąc zbrodniarzy.
Seria napadów wydarzyła się między końcem 2005 roku a wczesną wiosną 2007 roku. Napastnicy nie żądali oddania pieniędzy, tylko od razu z zimną krwią z broni automatycznej strzelali do swoich ofiar - przypomina gazeta.
Wyjątkowo bezwzględni
Najpierw zabić, a potem sprawdzić, czy ofiara ma przy sobie pieniądze - taki był plan. - Bandyci od początku zakładali, że jeśli w pobliżu pojawią się świadkowie, to także będą musieli zginąć - tak na łamach "Dziennika" scharakteryzował trójkę morderców naczelnik krakowskiego wydziału przestępczości zorganizowanej Marek Wełna.
Odnalezienie sprawców zajęło wiele miesięcy. Przełom nastąpił, kiedy małopolscy policjanci połączyli ze sobą wszystkie napady. Wytypowano trzech mieszkańców województwa świętokrzyskiego: Tadeusza G., Jacka P. oraz Wojciecha W. CZYTAJ WIĘCEJ
Morderca tajnym współpracownikiem CBŚ
Po zatrzymaniu okazało się, że jeden z zatrzymanych był zaufaną osobą policji. Od kilku lat współpracował z Centralnym Biurem Śledczym jako tajny współpracownik. Prokuratorzy z Krakowa analizują, jakie dokładnie informacje przez lata przekazywał bandyta. "Dziennik" spekuluje, że było ich zaledwie kilka.
Wykorzystał kontakty?
- Bandyta mógł wykorzystać współpracę do rozciągnięcia parasola ochronnego nad swoją działalnością. Weryfikujemy również, jakie były jego relacje z oficerem, który namówił go do współpracy - ujawnia oskarżyciel z Prokuratury Krajowej.
Gazeta przypomina, że podobną wpadkę CBŚ przynajmniej raz już zaliczyło. Trzy lata temu tajny współpracownik policji dzięki wstawiennictwu CBŚ dostał pozwolenie na broń. Następnie zastrzelił z niej swoją byłą dziewczynę i jej partnera.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24