Zapłacił za bilet parkingowy, ale nie zdążył włożyć go za szybę, bo w tym czasie strażnik miejski wypisał mu mandat. Jan Zieliński z Kartuz mandatu zapłacić nie chciał, straż miejska zagroziła mu więc zajęciem samochodu.
Jan Zieliński z Kartuz zaparkował swój samochód w centrum miasta. Poszedł do parkomatu, żeby kupić bilet parkingowy. Kiedy wrócił z kwitkiem do auta, zastał już tam strażnika miejskiego, wypisującego mu mandat. Pan Jan usiłował interweniować mówiąc, że bilet wykupił - zgodnie z zapisem na kwitku - cztery minuty wcześniej.
- Ale strażnik powiedział, że bilet powinienem mieć za szybą a nie w ręku i odjechał - mówi Zieliński.
30 zł plus koszty windykacji
Miał zapłacić 30 zł kary. Pojechał więc do urzędu miasta, ale nic tam nie wskórał. Twierdzi, że gdy próbował interweniować, zignorowano go. - Mam już dość upokorzeń. Skromny człowiek musi iść do królów i prosić! - oburza się.
Z urzędu skarbowego dostał dokument stwierdzający, że winien jest gminie 30 zł i 8,50 kosztów windykacji. Urząd zagroził też zajęciem samochodu. Auto mógł "użytkować".
"Takie przepisy"
Straż miejska winą za całą sytuację obarczała Zielińskiego. Komendant straży miejskiej w Kartuzach twierdzi, że w razie nieporozumień ze strażnikami trzeba przyjść do niego. - Jeśli przy wypisywaniu biletu jest różnica kilku minut, to zgłasza się to do mnie i ja to załatwiam - mówi Wiesław Formela.
Całą sytuację tłumaczy prawem: - Takie są przepisy - ucina.
Umorzono
Na szczęście w końcu udało się sprawę wyjaśnić. Pan Jan wysłał kopię biletu parkingowego i wezwanie do zapłaty do urzędu skarbowego.
Ten - na podstawie tych dokumentów - postępowanie umorzył. Zieliński został zwolniony z mandatu, a 8,50 zł kosztów próby windykacji zapłaci urząd, czyli podatnicy.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24