Brak zezwolenia ministerstwa i Państwowej Komisji Akredytacyjnej na prowadzenie studiów w miejscowościach poza siedzibą uczelni wyższych nie musi być przeszkodą do prowadzenia tam nauczania studentów - pisze "Dziennik Zachodni".
Tak jest m.in. w przypadku bytomskiej „filii” Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej z Łodzi. O To naganne i patologiczne. Musimy dbać o dobre imię innych uczelni. Zebraliśmy wiarygodne informacje na temat łódzkiej szkoły. Przesłaliśmy je do ministerstwa i PKA, by usunęli to zło O mówi prof. Jerzy Malec, szef Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich w Krakowie.
Jak wykazało dziennikarskie śledztwo "DZ", WSHE w Bytomiu może prowadzić zajęcia tylko dla studentów filologii. Dlaczego zatem można tam studiować informatykę? Sprytnie omija się prawo. Student podpisuje dwie umowy: z WSHE na przeprowadzenie konsultacji i egzaminy oraz z Instytutem Postępowania Twórczego na kursy przygotowujące do egzaminów.
Prowadzący kursy wpisują oceny ze swoich zajęć do... indeksów WSHE. Teoretycznie jest to zgodne z prawem. Ale jak się okazuje, nie do końca.
Wyniki egzaminów i dyplomy takiej uczelni mogą zostać zakwestionowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jeśli student jest kształcony mimo braku wymaganych prawem zezwoleń, to jest to fikcja. Z kolei dyplom może okazać się tylko papierkiem, który można co najwyżej na pamiątkę do szuflady włożyć - podkreśla prof. Jerzy Malec.
Źródło: Dziennik Zachodni