"Kornatowski wbrew wszystkim procedurom, wbrew kodeksowi postępowania karnego, spotkał się z ekspertem od sekcji zwłok. Kazał mu sfabrykować dowód, że bicie nie ma związku ze śmiercią" - mówi DZIENNIKOWI poseł PO Jan Rokita, auto raportu o zbrodniach bezpieki.
Robert Zieliński: Odkryliśmy, że nazwisko komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego pojawia się w raporcie dokumentującym zbrodnie aparatu bezpieczeństwa w PRL, którego jest pan autorem. Jak pan to skomentuje? Jan Rokita: To ostatnia rzecz, jakiej się spodziewałem. Z kilku powodów. Po pierwsze zgon Tadeusza Wądołowskiego należy do tych spraw, opracowanych przez tzw. "komisję Rokity", które nie budzą żadnych wątpliwości. Tutaj naprawdę zabito człowieka na posterunku milicji. To jest bezsporne - wątpliwości nie miał także ekspert, który ją analizował. Prokurator Gurgul w 1990 sporządził jednoznacznie brzmiącą analizę dla Prokuratora Generalnego. Kim był Tadeusz Wądołowski, czy był związany z opozycją? Nie był opozycjonistą. Choć, jak później twierdzili rodzice zamordowanego, został on zatrzymany w związku z posiadaniem "bibuły". Czy to jest prawda - tego nie wiemy. Jest to możliwe, gdyż okoliczności jego zatrzymania są bardzo tajemnicze. Milicjanci zeznawali, że mógł mieć związek z kradzieżą kur. Tak, ale to absurdalne. Bo co do kradzieży kur ma kolejowy posterunek MO? Nie wykluczam, że mógł mieć przy sobie jakieś solidarnościowe materiały. Podejrzewam, że mógł się czymś narazić. Później znaleziono u niego materiały. I postanowiono mu dać wycisk. To identyczny mechanizm jak z zabójstwem Grzegorza Przemyka. To byli prości milicjanci. Z drugiej strony bezbronny chłopak. Okoliczności tej śmierci bardzo przypominają zabójstwo Stanisława Pyjasa w Krakowie. Czyli bicie, a później pozostawienie człowieka, który nieprzytomny dusi się własną krwią. Bezspornie jest więc zabójstwo. Jak Pan ocenia zachowanie prokuratorów, którzy mieli wyjaśnić do czego doszło na tym posterunku? Kolejna bezsporna rzecz to działalność Prokuratury Rejonowej w Gdyni. Do pewnego momentu jest absolutnie charakterystyczna, modelowa wręcz dla tamtego czasu, okresu stanu wojennego. Czyli: przesłuchania, na których prokurator niczego nie chce się dowiedzieć, nie zabezpiecza dowodów! Nawet ślady krwi, bardzo rozległe nie są zdokumentowane. Wszystko zmierzało do jak najszybszego umorzenia. Już po trzecim miesiącu. Czyli prowadzono ją tak, aby ukryć zabójstwo? Tak, dodatkowo prokurator nie odnalazł rodziny, aby nie mogła składać żadnych wniosków dowodowych. Pochowano człowieka na koszt państwa, szybciutko. Jak ktoś miał pecha i został w latach 80. zabity przez milicjanta czy esbeka to tak się właśnie działo. Cały ten raport jest zbiorem takich opowieści. Poza ewidentnie politycznymi morderstwami, jak zbrodnia w kopalni Wujek. Sugeruje pan, że tę sprawę coś wyróżnia? W tym śledztwie jest rzeczywiście coś wyjątkowego. Jak już wszystko poumarzano, trupa pochowano, wydarzyło się coś niezwykłego. Mogę się jedynie domyślać, że kogoś zaniepokoiły akta. Ten ktoś powiedział: słuchajcie towarzysze, to nie są dobre akta. Ktoś kiedyś może do nich powrócić. Wy zaś towarzyszu Kornatowski musicie uzupełnić akta o bezsporny dowód, że to była naturalna śmierć. I towarzysz Kornatowski zabrał się do pracy. Wbrew wszystkim procedurom, wbrew kodeksowi postępowania karnego, spotkał się z ekspertem od sekcji zwłok. Kazał mu sfabrykować dowód, że bicie nie ma związku ze śmiercią. No i przesłuchał, pozaprawnie, tego doktora raz jeszcze. Przypomnę, że było to już po procesie zabójców księdza Popiełuszki. Ktoś szybko znalazł prokuratora, co do którego był pewny, że sfabrykuje dowód. Prokuratora Kornatowskiego. Dziś jest on Komendantem Głównym Policji... To co wykryliście państwo, przechodzi moje najśmielsze wyobrażenia. Prokurator Kornatowski w raporcie uchwalonym przez Sejm, jest oskarżony o matactwa i wnioskuje się o jego usunięcie dyscyplinarne! To, że on mimo tego wniosku nie został usunięty z prokuratury, jest rzeczą smutną, ale przyzwyczailiśmy się do tego. Większość spraw nie zakończyła się wyrokami, umarła na różnych etapach wymiaru sprawiedliwości. Sprawa morderstwa w kopalni Wujek ciągnie się do dziś. To, że raport o zbrodniach aparatu bezpieczeństwa PRL-u jest dziś traktowany jak śmieć, jest niebywałe. To pokazuje, jak bardzo realne rozliczenie zbrodni komunistycznych jest jedynie pustym, wyborczym hasłem. Przecież to nie jest jakieś głębokie szukanie, przeglądanie milionów dokumentów. Na temat tych zbrodni jest tylko jeden raport! W tym raporcie jest wskazanych 150 nazwisk: ubeków, prokuratorów, którzy absolutnie w wolnej Polsce nie powinni pracować. Wśród nich jest Konrad Kornatowski. Stąd moje pytanie do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro i ministra spraw wewnętrznych i administracji Janusza Kaczmarka: dlaczego dziś obecny rząd traktuje ten raport jak śmieć. Dokładnie tak jak robili to ministrowie rządów SLD. Co powinno się wydarzyć? Uważam, że to jest wciąż ten sam mechanizm. Ludzie rządzący mają elementarną sprawiedliwość za rzecz dziesięciorzędną. Odpowiedzialność morderców z PRL nie jest żadnym priorytetem. Tak było przez 17 lat, tak jest dalej. Ale niech minister Ziobro i Kaczmarek powiedzą wprost: dlaczego tak postępują.
Źródło: "Dziennik"