Niedawno gościłem w magazynie Członka Rządu, który, zaproszony na konkretny temat, najpierw przyszedł prawie godzinę za wcześnie, a potem, na kilka sekund przed wejściem na antenę, spanikował, że nie jest przygotowany i zwrócił się do swego partnera z opozycji: Mów głównie ty…
W kolejne dni dochodziły do mnie informacje, że mam spodziewać się jego telefonu, bo nie jest zadowolony - oczekiwał, że wychodząc mu naprzeciw, nie będę drążył tematu, do którego się nie przygotował i zmienię go… (ciekawe na jaki? literatura piękna, filmy grozy, prognoza pogody?)
I stało się. Zadzwonił. Najpierw jego sekretarka powiedziała mi, że łączy. Potem usłyszałem jego samego.
- Marciniak ? Jaki Marciniak ? Ten redaktor ?
- Tak, to ja – odezwałem się – ten redaktor.
- Wie pan, ja znam różnych Marciniaków… - wytłumaczył Członek Rządu.
- Ale chyba pan wie, do kogo dzwoni ?
- Ja nie dzwonię, ja oddzwaniam – wyjaśnił.
- Ale ja do pana nie dzwoniłem…
- Aaaa, to nieporozumienie…
Zastanawiam się, o czym to świadczy. A Państwo ? PS.
Dziękuję za wszystkie maile. Część osób pisze, że za bardzo przerywam rozmówcom… Rzeczywiście, sam kiedyś bardzo tego nie lubiłem. Oczywiście u innych ))
To prawda, że liczy się właściwie tylko to, co ma do powiedzenia gość, ale też trzeba go skłonić do mówienia na temat… A czasami pokazać, o czym mówić nie chce. Do tego jeszcze tempo narzuca straszny brak czasu i głosy ekspertów, że widzowie nie wytrzymują długich „przemówień” i szybko zmieniają kanały. Są też tacy goście, którzy mówią bez opamiętania, zagłuszają innych gości i co chwilę protestują : ależ pan nie dopuszcza mnie do głosu! - Hm… Proszę się na takie sztuczki nie łapać ))) Nie obiecuję wiele, ale postaram się choć trochę poprawić…
Dziękuję też za wszystkie pozdrowienia. Zwłaszcza te miłe :)))