Obcuje z duszą, choć nigdy nie był specjalnie czuły. Nie tkał sieci. Raczej rwał, niż stawał i nasłuchiwał.
Teraz płacze, rozczula się, często szczepce. Chodzi i mówi, ale nie do siebie. Złości się. Kiedy już go to zmęczy, do twarzy mu ze skupieniem. Nigdy wcześniej nie potrafiłem go dostrzec, może przez uprzedzenia. Musi tu być, może nawet jest.. Kiedy zaczyna się to dostrzegać? Ja znajduję grosze. Zwyczajne jednogroszówki, jakby właśnie przed chwilą zostały wybite. Pojedyncze. Płoną, jak małe źrenice. Muszę się po nie schylać. Skapują do nóg, kiedy właśnie zrobiłem dobry uczynek, albo pomyślałem o niej. Tani dowód dobrobytu, który nareszcie ją spotkał. Nie musi się już martwić, że nie starcza, brakuje. W przedziwny sposób ma dostęp do tych groszy. Choć je przechowuję, nie uzbierałem jeszcze garści. Tam bogactwo muszą pojmować inaczej. Mój skarb, to ten monetarny kontakt, może jeszcze kiedyś przemówi inaczej. Jeszcze jeden rok.