Jest szansa, że skocznia narciarska w Szczyrku, na której w lutym mają się odbyć mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, będzie gotowa na czas - ocenia "Polska Dziennik Zachodni".
W poniedziałek nad placem budowy pojawił się słowacki śmigłowiec, który w roli latającego dźwigu montował konstrukcję rozbiegu skoczni i stalowe elementy buli na wylanych wcześniej fundamentach. - Na razie wygrywamy wyścig z czasem. Wszystko powinno się udać, jeśli pogoda nie przeszkodzi - zacierał ręce Witold Cisowski, zastępca dyrektora szczyrkowskiego oddziału Centralnego Ośrodka Sportu.
Aura jest w tej chwili największym wrogiem inwestycji, która ma zostać zakończona do końca stycznia 2008 roku, by już 3 lutego być areną mistrzostw świata juniorów w narciarstwie klasycznym. Właśnie z powodu marnej pogody helikopter ze słowackiego Popradu dopiero w poniedziałek rozpoczął prace, czyli 10 dni później niż zakładano.
- Był zamówiony od 3 grudnia, ale cały czas nie sprzyjała nam pogoda. Nie było odpowiednich warunków, by helikopter mógł przelecieć nad górami - tłumaczył Cisowski. Sprzyjające warunki nadarzyły się w niedzielę po południu. Śmigłowiec wieczorem wylądował na boisku COS, a w poniedziałek rozpoczął skomplikowany montaż stalowych konstrukcji.
Trudność polegała na tym, że podpory konstrukcji miały trzy "nogi", a każda z nich 12 otworów. W montażu brali udział fachowcy z warszawskiej firmy Avibex, którzy specjalizują się w pracach z udziałem latającego dźwigu. Słowacki śmigłowiec ma w planie dwa dni pracy. Gdy zakończy się montaż konstrukcji rozbiegu i stalowych elementów buli, zostaną zamontowane konstrukcja drewniana oraz elementy poszycia zeskoku i najazdu, na których będzie utrzymywał się śnieg.
Tadeusz Pilarz, szef komitetu organizacyjnego mistrzostw świata juniorów, przyglądał się pracy helikoptera na skoczni Skalite. - To się musi udać. Jestem przekonany, że wykonawca zdąży na czas. Przecież dzień i noc pracuje tu armia ludzi - powiedział.
Źródło: Dziennik Zachodni