- IPN-owska góra to niemal w całości ludzie reprezentujący PiS-owską lub LPR-owską orientację – mówi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Andrzej Friszke, historyk i były członek Kolegium IPN
– Prezes Kurtyka, mówiąc o liście 500 osób z życia publicznego uznanych za agentów, wywołał stan niepokoju,którego nie można rozładować. Taka sytuacja służy partii politycznej, której ideologia opiera się na przeświadczeniu o istnieniu układu, sieci agenturalnych powiązań - uważa profesor. Friszke jest też zdania, że powstanie "listy 500" nie było pomysłem szefa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki, ale efektem politycznych nacisków. Historyk na łamach "Gazety" krytykuje też politykę kadrować IPN. Zauważa, że wielu wybitnych jego zdaniem ludzi musiało tę instytucję opuścić, a na ich miejsce powołano ludzi z jednej "opcji ideowej". Friszke wymienia nazwiska "wyrazistych" pracowników IPN: Jan Żaryn, Sławomir Cenckiewicz, czy członek Kolegium Andrzej Gwiazda. Jego zdaniem tacy ludzie doprowadzili do zmiany filozofii działania IPN, który zrezygnował z przedstawiania historii osób poszkodowanych na rzecz tropienia agentów. Friszke jest jednak przeciwny proponowanej przez niektórych likwidacji IPN: - To byłoby rozwiązanie radykalne i miało złe konsekwencje. Ja jestem przeciwnikiem każdego radykalizmu - kończy wywiad z "Gazetą".
Źródło: "Gazeta Wyborcza"