Krakowskie lotnisko w Balicach przeżywa prawdziwe oblężenie. Zagraniczni turyści przylatują tłumnie do Krakowa na sylwestra, bo słyszeli, że na Rynku Głównym można się świetnie bawić w gronie nawet 100 tys. ludzi - informuje "Gazeta Krakowska".
Krakowski sylwester stał się kolejnym produktem turystycznym, na który czekają restauratorzy, hotelarze i cała branża turystyczna. - Wyspiarze kochają zabawę, taniec, śpiew, a impreza w Krakowie to takie europejskie Rio de Janeiro, tylko że parę razy tańsze - porównuje David Sheeps z Londynu.
To nie pierwsza wizyta Davida w królewskim grodzie. Rok temu również spędzał sylwestra w naszym mieście, a w tym roku namówił na przyjazd kolegę. - Jak usłyszałem te jego opowieści o zabawie do bladego świtu, o pięknych dziewczynach i smoku wawelskim to nie mogłem się oprzeć - wyjaśnia Allan Pearse z Londynu.
W tym miesiącu zjechało do Krakowa blisko 200 tys. turystów z zagranicy. To o 20 procent więcej niż w ubiegłym roku. - Shakin' Stevens, Boney M, Lou Bega - to trzy wystarczające powody, dla których jestem w Krakowie - śmieje się Paolo Biacco, który przyleciał do nas z Rzymu. Nie ukrywa, że dla niego większą atrakcją jest przywitać Nowy Rok na krakowskim rynku niż w stolicy Włoch. - Już kilka razy wybierałem się do Krakowa. Shakin' Stevens mnie zmobilizował - mówi Dino Matterno, kolega Paolo. Zamierzają zostać u nas dwa tygodnie. - Nasz sylwester potrwa trochę dłużej. Planujemy się bawić, pić wino i podrywać dziewczyny - wylicza Paolo.
Krakowski Rynek zaczął tętnić życiem już podczas prób do sylwestrowej imprezy. Zewsząd słychać rozmowy w językach niemieckim, rosyjskim, angielskim czy francuskim. Nie brakuje również gości z Afryki. - Jestem w Polsce od trzech lat i zawsze zostaję na krakowską zabawę noworoczną - mówi czystą polszczyzną Daniel Malouen z Nigerii. - Gdyby nie odległość, jestem pewien, że przyjechałoby do Krakowa wielu moich znajomych z Nigerii - zapewnia. Daniel jest studentem medycyny i większość czasu spędza nad książkami. - To jest noc, kiedy można się wyszaleć do woli - dorzuca.
Paulina Needles przyleciała z Dublina. - Mam w Krakowie przyjaciół i to oni namówili mnie na przyjazd - opowiada. Miała witać Nowy Rok w Irlandii, ale zrezygnowała. - W Dublinie planowaliśmy zabawę w restauracji. Mając do wyboru taniec razem z tysiącami ludzi pod gołym niebem nie wahałam się - dorzuca.
Źródło: Gazeta Krakowska