- Normalnie takiego psa nawet kijem bym nie dotknął. Bałbym się - mówi „Dziennikowi Zachodniemu” Rafał Kozaczka, pracownik sklepu Tesco, który gołymi rękami odciągnął agresywnego doga kanaryjskiego od jego ofiary.
We wtorek około 21.00 Rafał Kozaczka, pracujący w Tesco przy ul. Grunwaldzkiej, w Bielsku-Białej usłyszał histeryczny krzyk jednej z kasjerek. Gdy wybiegł, przed wejściem zobaczył leżącego na ziemi i zalanego krwią mężczyznę, którego wściekle atakował pies. Obok stał jego właściciel, który powtarzał komendę: „bierz go!”
- Złapałem psa za pysk, odrzuciłem, a mężczyznę wciągnąłem do sklepu. Później cztery krótkie komendy: pogotowie, policja, apteczka i mop, bo wszędzie było pełno krwi - opowiada Rafał Kozaczka, na co dzień uczeń maturalnej klasy Bielskiej Szkoły Przemysłowej. Jego odwaga uratowała życie Krzysztofowi Klukowi. Pies pogryzł go w okolice podbrzusza i czoło.
- Głowa nadal mnie boli - mówi poszkodowany. - Pod sklepem czekałem na znajomego. Wtedy wyszedł ten gość z psem bez kagańca. Zaczepił mnie, kopnął, a potem krzyknął do psa: „bierz go!” Broniłem się jak mogłem, ale pies był ciężki i przewrócił mnie. Mordę miał ogromną. Potem ktoś mnie wciągnął do sklepu – wspomina.
Policja szybko ustaliła właściciela, za którym pobiegli dwaj pracownicy sklepu. Okazał się nim 23-letni Jakub G., który wcześniej awanturował się w domu. Gdy wtedy wezwano policję, uciekł i rozjuszony szukał zaczepki. Po napaści na ul. Grunwaldzkiej został ujęty przez policjantów. Grozi mu pięć lat więzienia. Jego pies, choć należał do rasy uznanej za niebezpieczną, nie był zgłoszony ani zarejestrowany. Na szczęście dla poszkodowanego, zwierzę było szczepione.
Źródło: PAP, APTN