W Egipcie odbyło się w tych dniach referendum. Prawodawca pytał obywateli, czy zgadzają się na wprowadzenie 34 poprawek do konstytucji. Najważniejsze z nich dotyczyły wprowadzenia zakazu działania partii o inspiracji religijnej.
Chodzi oczywiście o partie islamskie, a zwłaszcza największą z nich, Bractwo Muzułmańskie, czy też „Bracia Muzułmańscy”, jak chcą ściślej filologiczne tłumaczenia arabskiego „al-Ichuan al-musilimun”. Czyli o delegalizację „matki wszystkich terroryzmów", jak nazywają tę organizację zachodni politolodzy. I to nie tylko w Egipcie; w całym świecie arabskim, zwłaszcza w Syrii i Jordanii. Arafat, jeden z największych morderców II połowy XX wieku, też był uczniem Bractwa.
Już w przeszłości władcy kalifatów czy państw muzułmańskich ścierali się z religijnym fundamentalizmem. Zwycięstwa były jednak – na ogół – efemeryczne.
Przełom stanowiła seria reform, wprowadzonych przez Mustafę Kemala – Atatürka – w latach 20. XX wieku, w tej pozostałości Imperium Osmańskiego, które stało się współczesną Turcją. Sam muzułmanin zdecydował się zabronić stosowania szarjatu, czyli prawa koranicznego, w życiu publicznym i politycznym. Zakazał kobietom nosić kwefy, a mężczyznom fezy. „Naród, który nie praktykuje naukowej wizji świata, taki naród – trzeba stwierdzić – nie ma miejsca na drodze cywilizacyjnej. Ale nasz naród ma prawdziwe przymioty i zasłużył na to, by stać się cywilizowanym i postępowym” – powiedział podczas słynnego przemówienia w Bursie w 1925 r.
W ślady Atatürka poszło wielu liderów państw arabskich w II połowie XX wieku. Większe lub mniejsze ograniczenia dla działalności partii religijnych wprowadzały m.in. Algieria, Maroko, Tunezja, Libia, Syria, Jordania i Irak. Tam też dostrzeżono wewnętrzną sprzeczność pomiędzy religią a cywilizacją i postępem. Na drugim biegunie znalazł się Iran – gdzie po forsowanej przez szacha Rezę Pahlawiego świeckości, wprowadzony został przez ajatollaha Chomeinieego reżim teokratyczny. W sunnickim wydaniu panuje on do dzisiaj w Arabii Saudyjskiej, w której działa „policja religijna”, chłostająca każdego, kto wykroczy poza szarłat, zwłaszcza kobiety, którym nieopatrznie spod burki wymknie się na widok publiczny kostka powyżej stopy…
Z fundamentalizmem religijnym borykają się nie tylko państwa arabskie. Muzułmański Pakistan rządzony jest przez partie o inspiracji religijnej, z których największa to Muzułmańska Liga Pakistanu w swoich 5 odłamach. Radykalniejsza od niej jest koalicja Muttahida Madżilis –e-Amal (Zjednoczona Rada Akcji); główną rolę odgrywa tam fundamentalistyczne Zgromadzenie Islamskich Kleryków (Dżamiat Ulema-e-Pakistan). Dzięki temu Pakistan należy do najbardziej radykalnie religijnych państw świata i do dzisiaj skrycie pomaga afgańskim talibom – studentom Koranu – którzy przekroczyli granicę fanatyzmu, by stać się zbrodniarzami...
Ale fundamentalizm to nie jest tylko domena krajów muzułmańskich. W izraelskim Knesecie partie, czerpiące inspirację z religii „od zawsze” odgrywają ogromną rolę. Najbardziej znana to bez wątpienia partia Shas, wchodząca w skład wszystkich niemal koalicji z lewica i prawicą i reprezentująca ortodoksyjnych sefardytów. W Knesecie zasiadają ponadto posłowie Narodowej Partii Religijnej (Miflega Datit Leumit), reprezentującej syjonistów oraz Zjednoczony Judaizm Tory. To oni odrzucają wszelkie idee porozumienia z Palestyńczykami (ale także ze wszystkimi „innowiercami w Ziemi Świętej), to im należy przypisać odpowiedzialność za tak wiele konfliktów, którymi usiana jest krótka bądź, co bądź historia Izraela.
Dzięki mediom elektronicznym wiemy stosunkowo dużo o ekstremistach islamskich i prawie nic o ekstremistach judaistycznych, a pragnę zapewnić, że gdybym miał wybierać między jednymi i drugimi, to wolałbym chyba mieć do czynienia z muzułmanami. Stopień fanatyzmu ortodoksyjnych Żydów często przekracza – w mojej ocenie – barierę wszelkiego absurdu.
Z kolei Dalaj Lama przyznaje, że nawet wśród buddystów istnieją odłamy fundamentalistów, chociaż ta religia kojarzy nam się z pokojem i życzliwością do przedstawicieli innych wyznań. Jest wśród nich japońska sekta Nichiren; inną sektę, tybetańskich Szugendów, nazywa się „talibami buddyzmu”, a i organizację o nazwie Nowa Tradycja Kadampy uważa się za fundamentalistyczną… Buddyzm to tylko odłam szerszej religii – hinduizmu, która także ma swoich ekstremistów z ambicjami politycznymi; pojawiają się nawet w hinduskiej Bharatiya Janata Party (Hinduskiej Partii Nacjonalistycznej), drugiej co do wielkości partii politycznej Indii.
Nie sposób w tym momencie nie zapytać: a chrześcijaństwo? Czy fundamentalistyczne formacje chrześcijańskie też mają, czy tylko miewają – charakter destrukcyjny? Czy też wzywają do nienawiści? Czy upoważnione są porównania ekstremistów islamskich i żydowskich z ekstremistami chrześcijańskimi? Czy wyrazem szerzenia nienawiści były np. Wyprawy Krzyżowe? Dlaczego katolicka Polska chełpi się zwycięstwem nad skądinąd zasłużonym, katolickim zakonem religijnym - Zakonem Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, zwanym nieco pogardliwie „Krzyżakami”? Czy Wojnę Trzydziestoletnią wywołali chrześcijańscy fundamentaliści? Czy papież Grzegorz XIII, odprawiający mszę dziękczynną za pogrom Hugenotów podczas Nocy Świętego Bartłomieja – był katolickim fundamentalistą? Czy rzezie unitów, dokonywane zarówno przez chrześcijan prawosławnych, jak i przez chrześcijan katolików – były organizowane przez ludzi zaślepionych przez religię? A szczęśliwie zakończonej niedawno wojny Irlandczyków – katolików z Irlandczykami – protestantami można by było uniknąć, gdyby członkowie Sinn Fein i Oranżystów byli nieco mniej pobożni?
W wreszcie ostatnie pytanie: Czy działające dzisiaj polskie partie lub organizacje społeczne o inspiracji religijnej są niebezpieczne dla pokoju czy nie, bo wpisują się w dialektykę demokratyczną? Innymi słowy, czy już pora, by w Polsce, jak w Egipcie, przeprowadzić referendum konstytucyjne w sprawie delegalizacji partii o inspiracjach religijnych?