Hipermarket. Kolejki do kas (czynnych siedem na 45) jak stąd do Targówka. W koszyku mam dziewięć rzeczy. Chodzę bezradny, ale w końcu dostrzegam napis: „Kasa do 10 produktów”. Ogonek w miarę krótki. Jestem w domu – myślę i staję.
Przede mną około 10 osób. To nic w porównaniu z tym, co widzę po prawej i lewej stronie. Tam średnia to pewnie 30 osób na kasę. Stoją daleko między regałami. Ucieszyłem się, że ktoś wymyślił taką kasę. Idzie gładko. Przede mną już tylko dwie osoby.
Wtem zza regału wyłania się pani z koszykiem wypchanym w połowie. Na pewno nie jest to tylko 10 produktów. Stoi tyłem. Oj, wkurzyłem się w myślach: „Napisu nie widzi, a tak dobrze szło”. W tym momencie odezwał się kasjer: „Proszę pani, ale tu kasujemy tylko do 10 produktów”. Ach, nie dość, że fajny pomysł z kasami, to jeszcze pracują tu inteligentni kasjerzy – moja radość była wielka, ale trwała krótko.
Pani odwróciła się do sprzedawcy i, nie mówiąc słowa, rozpięła płaszcz. Tam w brzuchu pewnie dziewczynka, chłopczyk, a może i bliźniaki. Kasjer nie dał za wygraną: „Kasa dla kobiet w ciąży jest obok”. Nie był jednak świadom, że rozpętuje pandemonium. Inne kobiety w kolejce zaczęły pokrzykiwać: jak on śmie, bez serca taki, cham, wołać kierownika. I nawet koleżanka z pracy miała pretensje: zostaw panią w spokoju, nie widzisz, że jest w ciąży?!
Kasjer niewzruszony, nabijając pasztet jedną ręką i ważąc pomidory drugą, stwierdził: „Napisy nad kasami są po to, by się do nich stosować”.
Pani w ciąży się nie dostosowała. Nie wiem dlaczego, bo nie odzywała się ani słowem. Nie musiała, tłum krzyczał. Z niej kipiało oburzenie. Kasjer w końcu ją obsłużył, choć zamieszanie trwało kilkanaście minut. Dużo szybciej byłoby, gdyby przeszła do kasy obok. Tej dla niej.
Rozumiem, że kobietom w ciąży należy się każda pomoc. To stan błogosławiony i trzeba chuchać i dmuchać. Tylko się zastanawiam, czy ten stan zwalnia z czytania i myślenia? I czy kobiecie w ciąży uwagi się nie zwraca?
Sosnowski