Płocki biznesmen Włodzimierz Olewnik wskazuje czołowych polityków SLD, którzy - jego zdaniem - przyczynili się do śmierci jego syna, porwanego w 2001 r. Olewnik oskarża Krzysztofa Janika, Ryszarda Kalisza, Andrzeja Brachmańskiego, Andrzeja Kalwasa, Kazimierza Olejnika i Marka Sadowskiego o zaniechania i opóźnianie śledztwa. Prokuratura w Olsztynie sprawdzi te doniesienia - informuje "Dziennik".
Przez dwa lata ministrowie rządu SLD i prokuratorzy zapewniali go, że organa ścigania robią wszystko, aby odnaleźć jego porwanego syna. W tym czasie syn Olewnika Krzysztof czekał na ratunek przykuty kajdankami do ściany w jednej z mazowieckich wsi. Ale pomoc nigdy nie nadeszła. Kulisy zbrodni zostały wyjaśnione dopiero po czterech latach.
Sadowski, były minister sprawiedliwości w rządach SLD, przyznaje, że pierwsze czynności w śledztwie prowadzone były tak nieudolnie, że wręcz czuło się niechęć do wyjaśnienia tej sprawy.
Pod koniec 2005 r. prokurator krajowy Janusz Kaczmarek przeniósł śledztwo w sprawie uprowadzenia Krzysztofa Olewnika z Warszawy do Olsztyna. Olsztyński zespół policyjno-prokuratorski potrzebował tylko pięciu miesięcy na ustalenie, co działo się z porwanym chłopakiem i gdzie znajdują się jego zwłoki. Udało się także złapać prawdopodobnych sprawców zbrodni. W tej chwili w areszcie przebywa 10 podejrzanych. Prokuratura w Olsztynie rozpocznie wkrótce nowe dochodzenie dotyczące zaniedbań i zaniechań policjantów i prokuratorów prowadzących śledztwo.
Dramat rodziny Olewników rozpoczął się w nocy z 26 na 27 października 2001 r. Tego wieczoru w domu Krzysztofa była impreza. Bawiło się na niej kilku wysokich funkcjonariuszy lokalnej policji. 24-latka widziano po raz ostatni, gdy wracał do domu po odwiezieniu pijących gości. Po dwóch dniach do Włodzimierza Olewnika zadzwonili porywacze. "Tato, to jest porwanie dla okupu. Macie dać 350 tys. dolarów" - usłyszał. Olewnik zawiadomił policję, a ta rozpoczęła śledztwo. 300 tys. euro okupu porywacze dostali dopiero w lipcu 2003 r. Miesiąc później udusili Krzysztofa, a ciało zakopali w lesie. Zwłoki odnaleziono niespełna rok temu.
O nieprawidłowościach w prowadzeniu śledztwa Włodzimierz Olewnik informował najwyższych urzędników już w kilka miesięcy po porwaniu. Wykorzystując swoje znajomości i pieniądze, próbował odszukać syna na własną rękę. Wszystkie zdobyte informacje przekazywał policji, która - jak się później okazało - nie sprawdzała ich.
Janusz Kaczmarek mówi, że choć politycy SLD byli wielokrotnie informowani o sprawie, to nie podjęli jednak żadnych znaczących działań. Ocenę, czy brak takich działań jest przestępstwem, pozostawia prokuraturze i sędziom. Uważa, że osoby, którym postawiono zarzuty uprowadzenia i zamordowania Krzysztofa, to jedynie wykonawcy, a nie zleceniodawcy zbrodni.
Źródło: "Dziennik"