Sforsowali ogrodzenie elektrowni w Bełchatowie - kluczowej dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Przed świtem rozpoczęli wspinaczkę na 180-metrowy komin. W akcji - jak informuje Greenpeace - uczestniczą ekolodzy z siedmiu krajów. - Domagamy się od liderów politycznych odejścia od węgla - mówią aktywiści. Przedstawiciele elektrowni informują o "poważnym naruszeniu przepisów" i zagrożeniu życia protestujących.
W akcji - jak informują ekolodzy - biorą udział aktywiści z Polski, Austrii, Chorwacji, Indonezji, Niemiec, Szwajcarii i Węgier.
- Nie pomagają apele i rzeczowe argumenty. A sytuacja już jest krytyczna. Stąd tak desperackie kroki - mówi w rozmowie z tvn24.pl Paweł Szypulski, szef kampanii Greenpeace na rzecz klimatu.
Szypulski tłumaczy, że wspinaczkę nieprzypadkowo zaplanowano przed szczytem klimatycznym COP24, który w niedzielę rozpocznie się w Katowicach.
- Domagamy się od liderów politycznych odejścia od węgla i sprawiedliwej transformacji energetycznej - mówi Szypulski.
Pod wiatr
Przedstawiciele Greenpeace podkreślają, że świat zmaga sie z konsekwencjami kryzysu klimatycznego. W specjalnym raporcie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu, który ukazał się w październiku tego roku, eksperci nie pozostawiają wątpliwości, że stoimy na krawędzi katastrofy klimatycznej. Żeby jej zapobiec, trzeba powstrzymać wzrost średniej globalnej temperatury. W krajach rozwiniętych, w tym w Polsce, oznacza to konieczność odejścia od spalania węgla do 2030 roku.
Tymczasem resort energetyki zapowiedział w ubiegłym tygodniu stopniowe odchodzenie od energetyki wiatrowej na lądzie. Obecnie z węgla powstaje w Polsce ok. 80 proc. energii elektrycznej. W 2030 roku ma to być 60, a w 2040 mniej niż 30 procent.
W to miejsce ma pojawić się prąd z elektrowni atomowej oraz odnawialnych źródeł energii - kluczową rolę odgrywać ma rozwój fotowoltaiki (kolektory słoneczne) oraz morskich farm wiatrowych. Pierwsza taka farma ma ruszyć jednak dopiero po 2025 roku. Los elektrownie wiatrowych na lądzie zdaje się przesądzony. Z rządowego dokumentu wynika, że ilość mocy przez nie wytwarzanej będzie jeszcze przez kilka lat rosła, ale potem zacznie spadać. Do roku 2040 wiatraki mają niemal zniknąć z polskiego krajobrazu.
- Projekt ignoruje zagrożenia i wyzwania wynikające z kryzysu klimatycznego i dowodzi, że minister Krzysztof Tchórzewski kompletnie nie rozumie zmian, jakie zachodzą w światowej energetyce - mówi Paweł Szypulski.
Dodaje, że już teraz koszt produkcji energii w nowych elektrowniach wiatrowych w Polsce jest o ponad połowę niższy od kosztów energii wytwarzanej przez elektrownie węglowe.
Strategiczny punkt
Elektrownia w Bełchatowie to największa w Europie elektrownia opalana węglem brunatnym. Tutaj produkowane jest niemal 20 proc. energii zużywanej w kraju.
Jak to się stało, że w tym strategicznym dla bezpieczeństwa energetycznego kraju miejscu ekolodzy mogą sobie wejść na komin?
Na to pytanie przedstawiciele Polskiej Grupy Energetycznej na razie nie chcą odpowiadać.
- Mogę jedynie powiedzieć, że uważnie monitorujemy całą sytuację. Zdarzenie nie ma wpływu na pracę elektrowni - mówi w rozmowie z tvn24.pl Maciej Szczepaniuk, rzecznik prasowy Grupy Kapitałowa PGE.
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że aktywiści wtargnęli na teren elektrowni po tym, jak sforsowali jedną z bram ogrodzenia.
- Na miejsce został wysłany negocjator policyjny, który próbuje nawiązać kontakt z protestującymi - informuje kom. Adam Kolasa z łódzkiej policji.
Nasi rozmówcy z Polskiej Grupy Energetycznej zaznaczają nieoficjalnie, że ekolodzy dopuścili się "bardzo poważnego złamania przepisów". Wskazują jednak, że aktywiści nie zbliżyli się do strategicznych gmachów - budynku głównego, sterowni czy nastawni.
Zaznaczają też, że zachowanie ekologów jest "nieodpowiedzialne". - Na szczycie komina jest minusowa temperatura i występuje oblodzenie. Życie protestujących jest zagrożone - mówi nasz rozmówca z PGE, który prosi o anonimowość.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Greenpeace Polska