"Nieszkodliwy", "potwornie nudny” - to pierwsze opinie, jakie pojawiły się po pokazie na festiwalu Berlinale najbardziej wyczekiwanego filmu tego sezonu "50 twarzy Greya". Część widzów była zawiedziona brakiem zapowiadanych odważnych scen erotycznych. Niektórzy krytycy uważają jednak, że "porno dla mamusiek" jest lepsze niż książka autorstwa E.L. James.
Pokaz odbył się w środę w kinie Zoo Palast w zachodniej części Berlina.
- To były totalnie zmarnowane dwie godziny mojego życia - powiedziała pierwsza osoba, która opuściła salę po seansie "50 twarzy Greya" zorganizowanym dla dziennikarzy. - To było bolesne. I wcale nie chodzi o sceny sado-maso, których tam prawie nie ma - dodała.
Simon Bus, pracujący dla niemieckiego nadawcy Südwestrundfunk po wyjściu z kina także nie krył niezadowolenia: - Nie chciałbym poświęcić swojego prywatnego czasu, by to oglądać. Jestem pewien, że mojej dziewczynie bardziej by się spodobało - mówił.
Inny dziennikarz pracujący dla jednej z agencji informacyjnych, który chciał pozostać anonimowy, mówił: - Oprócz podgryzania ust i klepania po pośladkach, nic, ale to zupełnie nic się nie wydarzyło, to było potwornie nudne.
"Tylko największe świętoszki będą zgorszone"
Pierwsze recenzje, które pojawiły się w sieci nie są tak druzgocące dla filmu. Zarówno amerykański "Variety" jak i brytyjski "The Guardian" twierdzą, że adaptacja jest lepsza od książki autorstwa E.L. James.
Amerykański krytyk Jordan Hoffman na łamach internetowego wydania "Variety" pisze, że scen seksu jest dużo, "są długie i szczere, ale nie są świńskie".
"Tylko największe świętoszki będą zgorszone" - uważa krytyk.
Zwraca uwagę na grę Dakoty Johnson, która wcieliła się w główną bohaterkę Anastasię Steele. Nazywa ją "prawdziwym unikatem" i twierdzi, że przywodzi na myśl najlepsze cechy swojej matki Melanie Griffith.
Zaznacza, że obraz w reżyserii Sam Taylor-Johnson to ciągle opowieść o ludziach i nawet "jest trochę słodka".
"Nawet w części nie jest tak podniecający, jak książka"
Londyński serwis "Time out" jest przeciwnego zdania - film wcale nie jest lepszy od powieści. Nazywa go "okrojoną adaptacją". I choć zauważa, że "nawet w części nie jest tak podniecający, jak książka", to jednak, "o dziwo, właśnie dlatego działa".
Z kolei filmowy portal screendaily.com radzi widzowi: "Zaakceptuj, że jest to naprawdę sexy, trochę głupi, stosunkowo nieśmiały dramat romantyczny, a znajdziesz w nim wystarczającą przyjemność".
Pokaz na Berlinale
Film pokazano w Berlinie na jednym z najbardziej prestiżowych festiwali filmowych na świecie. Organizatorom zarzucono, że na projekcji głośnego filmu chcą zarobić. Bilety na seanse cieszyły się ogromną popularnością, niektórzy stali po nie w kolejce 15 godzin.
Dziennikarz i pisarz Harald Martenstein z "Der Tagesspiegel" zauważył, że festiwal jest znany z tego, iż pokazuje filmy, które koncentrują się na kwestiach społecznych, a nie soft porno. Jego zdaniem przez wyświetlenie "50 twarzy Greya" festiwal osiągnął "erotyczny szczyt".
Dyrektor festiwalu Dieter Kosslick, który zdecydował się na pokaz filmu podkreślał, że skorzysta na tym Berlin. - Musielibyśmy zwariować, by zrezygnować z premiery w Zoo Palast. Miliony widzów chciało obejrzeć ten film - mówił.
Obraz będzie miał swoją premierę w walentynki. "Variety" podlicza, że w walentynkowy weekend na całym świecie zarobi 60 mln dolarów. Byłby to imponujący wynik, jeśli wziąć pod uwagę, że wyprodukowanie filmu kosztowało o 20 mln dolarów mniej.
Międzynarodowy Festiwal Filmowy Berlinale potrwa do niedzieli. O główną nagrodę, Złotego Niedźwiedzia, ubiega się w tym roku 19 filmów, wśród nich najnowszy obraz Małgorzaty Szumowskiej "Body/Ciało".
Autor: db/kka / Źródło: bbc.com, variety.com, the guardian.com