Za pomocą nagich zdjęć wspierają w internecie chińskiego artystę i dysydenta Ai Weiweia jego obrońcy po tym, jak wszczęto w jego sprawie śledztwo za rozpowszechnianie pornografii. Policja zainteresowała się starymi zdjęciami, na których Ai pozuje nago. Sprawa najprawdopodobniej jest umotywowane politycznie. W jego obronie ruszyła akcja "Posłuchaj, chiński rządzie: nagość to nie pornografia" z setkami zdjęć zwolenników artysty bez ubrań.
- Jest to wyraz poparcia dla Ai Weiweia i pogarda dla chińskiego rządu. To pokazuje nasz gniew. Za pomocą atrakcyjnej i jednocześnie ekstremalnej formy nie tylko wyrażamy swój protest, ale chcemy też przyciągnąć uwagę ludzi na całym świecie – tak zwolennicy represjonowanego artysty tłumaczą swoją akcję.
Chodzi o kampanię "Posłuchaj, chiński rządzie: nagość to nie pornografia", na którą składają się setki zdjęć, na których młodzi i starzy, grubi i chudzi obrońcy Weiweia pozują nago: na plaży, w domu lub w fotomontażu na placu Tiananmen, jest też akt mężczyzny pozującego na słynnego "Myśliciela" Auguste'a Rodina, a także grupowy portret, na którym golasy w "strategicznych miejscach" mają przyczepione zdjęcia twarzy Weiweia.
Pod tym adresem można dołączyć do "nagiego" protestu: twitter.com/#!/aiww.
"Facebook naśladuje chińskich cenzorów"
Uczestnicy akcji – głównie chińscy artyści - bronią kolegi, bo uważają, że toczące się w jego sprawie śledztwo jest umotywowane politycznie. Ich zdaniem, to sposób chińskiego rządu na ucieszenie Weiweia, który jest głośnym krytykiem partii komunistycznej, brutalności policji, korupcji władz i łamania praw człowieka w jego kraju. Policja kilka dni temu przesłuchiwała go pod zarzutem rozpowszechniania pornografii.
- Przesłuchiwano mnie i autora zdjęcia Zhao Zhao przez cztery godziny, mówiąc, że zdjęcie, które zrobiliśmy w zeszłym roku jest obsceniczne – przyznał 53-letni artysta w rozmowie z agencją Reuters. I zdradził, że fotografia, na której pozuje nago w towarzystwie czterech rozebranych kobiet, nie ma ukrytego znaczenia politycznego i nie była przeznaczona do krytyki rządu.
- Wsadziliśmy ją do internetu i zapomnieliśmy o niej, a teraz władze oceniają ją jako akt buntu – twierdzi w rozmowie z agencją AFP. - Jeśli władze widzą nagość jako pornografię, to Chiny są nadal w dynastii Qing – dodał.
O akcji "Posłuchaj, chiński rządzie: nagość to nie pornografia" piszą media na całym świecie, a sam artysta zachęca w internecie do dyskusji na temat wolności jednostki i wolności twórczej. Dołączają do niej blogerzy i dziennikarze, co rodzi też kontrowersje. Gdy reporter portalu Huffington Post zamieścił na Facebooku nagie zdjęcie Weiweia z kobietami, portal nie tylko zablokował mu konto, ale jeszcze ocenzurował fotografię, niemalże zadrukowując ją logo Facebooka.
"Nagość nie zawsze jest pornografią, a cenzura to nie tylko rząd. Facebook naśladuje chińskich cenzorów" – napisał dziennikarz.
Artysta kontra władza
Ai Weiwei jest m.in. współtwórcą narodowego stadionu w Pekinie, zwanego Ptasim Gniazdem. Ceniony jest dzięki swoim wielkim rzeźbom i instalacjom - najbardziej popularna to "Ziarna słonecznika", instalacja składająca się ze stu milionów ręcznie wykonanych ziaren z porcelany.
W świecie zasłynął jako jeden z najbardziej znanych chińskich dysydentów.
Był przetrzymywany w tym roku przez 81 dni w nieujawnionym miejscu bez przedstawienia mu zarzutów – co wywołało międzynarodowe oburzenie.
Gdy władze zarzuciły mu nie płacenie podatków i naliczyły należność o wysokości ponad 15 milionów juanów (1,7 mln euro), dzięki międzynarodowemu wsparciu zgromadził od początku listopada równowartość 1,4 mln dolarów. Chińskie media zaczęły wtedy sugerować, że może zostać oskarżony o nielegalne gromadzenie funduszy.
Źródło: Guardian, BBC, AFP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Twitter