Media: była gwiazda serialu dla dzieci wśród ofiar pożarów w Kalifornii

Pożary w Kalifornii
Walka z pożarami w Kalifornii
Źródło: Reuters

Nie żyje Rory Callum Sykes, 32-letni były aktor serialowy - informują media, powołując się na jego matkę. Australijczyk zginął w pożarze w okolicach Malibu. Zasłynął z występów w "Kiddy Kapers", serialu dla dzieci emitowanym w brytyjskiej telewizji w latach 90.

Już od niemal tygodnia Kalifornia walczy z pożarami. Najnowsze szacunki mówią o co najmniej 24 zmarłych w wyniku żywiołu. Media informują m.in. o śmierci Rory'ego Calluma Sykesa, 32-latka znanego w dzieciństwie za sprawą występów w serialu "Kiddy Kapers". Australijczyk, który urodził się niewidomy i z porażeniem mózgowym, zasłynął też z tego, jak mówił o przezwyciężaniu trudności związanych z niepełnosprawnością.  

Po raz ostatni żywego widziała go matka, Shelley Sykes. Kobieta opowiedziała o okolicznościach śmierci syna w rozmowie ze stacjami Network 10 i Nine Network. Część informacji zamieściła też w opublikowanym w mediach społecznościowych wpisie. Jak wynika z tych relacji, do śmierci Sykesa doszło w środę, 8 stycznia. 32-latek zginał we własnym domu w wyniku "zatrucia dwutlenkiem węgla". Jeszcze przed pojawieniem się ognia miał odmówić ewakuacji ze względu na złe samopoczucie i zamknąć się w pokoju. - Powiedział: "mamo, zostaw mnie", ale żadna matka nie może zostawić swojego dziecka. Mam złamaną rękę, nie mogłam go podnieść, nie mogłam go ruszyć – opowiadała Sykes australijskiej stacji 10 News First.

ZOBACZ TEŻ: Trwa walka z ogniem, silny wiatr może wrócić. "Nie wygląda to dobrze"

Rory Callum Sykes zginął w pożarze w Kalifornii

Wypowiadając się dla stacji telewizyjnych, matka Sykesa opowiedziała o dramatycznych próbach ratunku, jakie podjęła po tym, jak zauważyła, że budynek, w którym mieszkał jej syn, płonie. Powiedziała, że próbowała skontaktować się z numerem alarmowym, ale nie mogła się dodzwonić, gdyż "wszystkie linie telefoniczne nie działały". Usiłowała też samodzielnie ugasić ogień przy pomocy węża ogrodowego. W tym miał jej przeszkodzić jednak brak wody. Nie mogąc wezwać pomocy telefonicznie ani samodzielnie wyciągnąć mężczyzny, postanowiła wsiąść do samochodu i udać się do oddalonego o kilkaset metrów posterunku straży pożarnej. Gdy wraz ze strażakami wróciła na miejsce, dom 32-latka był już jednak doszczętnie spalony. - Nic nie dało się już zrobić - przyznała przed kamerami Network 10 Shelley Sykes, nie kryjąc łez.

Rory Callum Sykes urodził się w 1992 roku w Wielkiej Brytanii, ale pozostawał obywatelem Australii. Ostatnie lata wraz z rodziną spędził w Malibu. "Rory urodził się z porażeniem mózgowym, był niewidomy i miał trudności z chodzeniem. Przezwyciężył tak wiele (...). Pomimo bólu wciąż był zachwycony podróżowaniem ze mną po świecie, od Afryki po Antarktydę - dodała kobieta.

Jak podała w sobotę stacja Network 10, by śmierć 32-latka została uwzględniona w oficjalnych statystykach, konieczne jest odnalezienie jego zwłok.

ZOBACZ TEŻ: Tylko zgliszcza. Los Angeles po "piekielnej" pożodze

Czytaj także: