Na festiwalu Berlinale swoją międzynarodową premierę miała 20-minutowa animacja „Świteź” w reżyserii Kamila Polaka. Film powstawał aż siedem lat i jest opowieścią opartą na motywach ballady Mickiewicza. Animacja startuje na festiwalu w konkursie poświęconym krótkiej formie - Berlinale Shorts. O tym, jak powstawała „Świteź” rozmawiamy w Berlinie z reżyserem filmu.
Tvn24.pl: Światowa premiera na Berlinale to chyba satysfakcjonujący debiut po tylu latach pracy nad tym filmem?
Kamil Polak: Tak, to rzeczywiście jest ogromna nagroda. Festiwal w Berlinie to świetne miejsce na pokaz filmu, tym bardziej, że to pierwszy seans dla prawdziwej publiczności.
Tvn24.pl: „Świteź” to imponujący projekt - 7 lat pracy, 130 osób zaangażowanych w produkcję. Czy pod wpływem czasu, spotykanych osób pomysł na ten film ewoluował czy od początku dokładnie wiedziałeś, w którym kierunku zmierzasz?
KP: 130 to oczywiście liczba osób, które przewinęły się przez te wszystkie lata produkcji, a nie pracowały przy „Świtezi” permanentnie. Po podliczeniu sam zdziwiłem się, że było ich aż tak wiele! Ten film miał bardzo pokręcone losy i czasem były momenty, że siedziałem nad nim zupełnie sam, a czasem ekipa się rozrastała. Zawsze było tak, że to ja trzymałem w ryzach główną wizję tego filmu, ale byłem też otwarty na różne pomysły. Wiele osób mnóstwo wniosło do tej animacji – chociażby malarze, którzy na przykład wymyślali własne postaci do filmu. Ta olbrzymia ilość zespołowej pracy może odbiegać od doświadczeń innych reżyserów, bo często jest tak, że nad tak krótkimi filmami twórcy pracują zupełnie sami, mają pojedyncze doświadczenia. Bardzo się cieszę, że ja miałem ten komfort współpracy z wieloma interesującymi ludźmi.
Tvn24.pl: „Świteź” jest dość wyróżniającą się animacją. Nie jest to ani część wielkiego projektu, którą moglibyśmy zobaczyć na przykład we „Władcy pierścieni”, ani też krótka, lekka forma z puentą. Poszedłeś trochę inną drogą. Film to uczta dla zmysłów, kreacja magicznego świata, który ma pochłonąć widza.
KP: Rzeczywiście, powoli to do mnie dociera, bo przyznam że przez tyle lat straciłem już całościowe spojrzenie na ten film. Krótka forma jest przecież oszczędna i w pewien sposób kameralna, a w „Świtezi” jest coś, co pozwala nazwać ten film ogromnym, nawet gigantycznym w pewnych miejscach. Wczoraj na festiwalu jakiś reżyser rzucił, że „jest w bloku konkursowym z tym epickim filmem z Polski”. Także ta skala filmu musi chyba robić wrażenie. Ale ja od samego początku, kiedy tylko przeczytałem tekst Mickiewicza, chciałem zrobić duży film. Krótki, ale z rozmachem, takie wielkie kino w małym formacie. Stąd na przykład konsekwentnie włączyłem do filmu muzykę symfoniczną.
Tvn24.pl: Połączenie tych wszystkich elementów – muzyki, kolorów, ruchu w jeden spójny epicki obraz wymagało chyba niesamowitej samodyscypliny na takiej przestrzeni czasu?
KP: Trochę tak. W tym filmie jest dużo ujęć, postaci, kilka przenikających się światów. Poukładanie tego było dużym wyzwaniem. Można to porównać do pracy architekta, który tworzy konstrukcję i musi pilnować, żeby jedno nie zdominowało drugiego.
Tvn24.pl: Chyba najbardziej urzekają w tej animacji kolory i malarski rozmach. Złoto aż bije w pewnych momentach z ekranu.
KP: Ten film wyszedł z malarstwa i idea była taka, że naszą główną inspiracją będą obrazy, konkretnie XIX-wieczne polskie i wschodnioeuropejskie malarstwo realistyczne oraz malarstwo średniowieczne, ikony. Bardzo mi zależało na przeniesieniu cech tego malarstwa do filmu. Weźmy na przykład ikonę – wiadomo, że ma ona swoją specyficzną fakturę – jest złoto, które się błyszczy, kilka warstw, ogromna głębia. Chciałem, żeby podobnie wyglądało to na ekranie i cieszy mnie, jeśli widz to dostrzega.
Tvn24.pl: Jak wyglądała techniczna praca nad takim efektem?
KP: „Świteź” to w większości animacja cyfrowa, ale na potrzeby jej tworzenia namalowaliśmy mnóstwo obrazów. To były takie klasycznie namalowane na deskach olejne obrazy. Chcieliśmy je tworzyć tak, jak prawdziwe ikony, więc na przykład robiliśmy farby z żółtek. Potem obrazy było fotografowane, rozcinane na animowane warstwy w komputerze i poddawane różnym zabiegom, które ożywiały poszczególne elementy.
Tvn24.pl: Premiera w Berlinie, zaproszenia na kilka międzynarodowych festiwali. A kiedy film będą mogli zobaczyć polscy widzowie?
KP: Ciężko mi powiedzieć, bo nie mamy jeszcze szerokiej dystrybucji. Być może uda się wprowadzić „Świteź” do kin na zasadzie dołączenia do jakiegoś pełnego metrażu. Na pewno film będzie za jakieś pół roku pokazywany w Telewizji Polskiej. W tym momencie nastawiany się na specjalne pokazy festiwalowe. Ale najbardziej marzą mi się seanse z muzyką na żywo – orkiestra symfoniczna na dole, przed widzem wielki ekran. Są już pierwsze pomysły, żeby takie pokazy zorganizować.
Tvn24.pl: Po tych 7 latach pracy na pewno masz mnóstwo pomysłów na nowe projekty?
KP: Żeby zabrać się za całkiem autorski projekt, muszę trochę odpocząć (śmiech). Na razie związałem się ze studiem Human Ark, które zresztą jest wiodącym producentem „Świtezi”. Niedługo zaczynamy prace nad serialem animowanym dla dzieci, a za około pół roku nad specjalnymi animacjami do filmu fabularnego Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze „Papusza”, wielkiego epickiego obrazu o Romach w Polsce na przestrzeni lat.
Tvn24.pl: Włączenie elementów animowanych do fabuły to chyba coraz popularniejszy nurt w kinie. Chociażby na tym festiwalu Jan Komasa pokazał „Salę samobójców”, film w dużej części składający się z animacji.
KP: Myślę, że to zmierza trochę w tą stronę. Animacja to jest bardzo plastyczny język, który można dowolnie formować, nadawać mu różne znaczenia. Mam nadzieję, że reżyserzy kina fabularnego zaczną doceniać te cechy. Ogólnie wydaje mi się, że animacja to przyszły język filmu. Zaczyna być trochę tak, jak dziesiątki lat temu zapowiadał Karol Irzykowski pisząc, że kino to właśnie animacja. To animacja jest prawdziwie wolnym językiem, który pozwala kompletnie realizować wizję reżysera.
Monika Borycka, mk/sk/k
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Human Ark