Do poszukiwań grotołazów, którzy utknęli w Jaskini Wielkiej Śnieżnej dołączają specjaliści od wysadzania skał z KGHM. Przywiozą oni sprzęt służący do burzenia monolitycznych ścian.
Urządzenia przywiezione przez KGHM będą też służyły do wentylacji korytarzy, w których pracuje ekipa poszukiwawcza. Fachowcy z KGHM przeszkolą w Zakopanem ratowników TOPR z użycia tego sprzętu i jeżeli jego zastosowanie będzie możliwe w warunkach jaskini, to zostanie on zabrany w rejon poszukiwań.
- Będziemy tutaj na miejscu sprawdzać czy jesteśmy w stanie zastosować te rozwiązania w jaskini – powiedział naczelnik TOPR Jan Krzysztof.
"Akcja w jaskini jest ekstremalna"
Naczelnik wyjaśnił, że duży problem stanowi odprowadzanie z jaskini spalin powstających podczas eksplozji materiałów kruszących skały. - Obecnie przygotowywane są trzy systemy wentylacyjne i przekonamy się, który z nich będzie najskuteczniejszy do odprowadzania spalin po eksplozjach – dodał.
Minionej nocy w jaskini strzały odbywały się co dwie - trzy godziny. Krzysztof wyjaśnił, że nie są to pojedyncze strzały, a seria strzałów. Ratownicy obawiali się, że z uwagi na zadymienie odstępy czasowe pomiędzy strzałami będą jeszcze większe, jednak udało się je zminimalizować.
- Obawiamy się oddziaływania gazów na naszych pirotechników, którzy muszą się po takim strzale odpowiednio zregenerować i wentylować, aby mogli samodzielnie wyjść. Bezpieczeństwo ratowników jest niezwykle istotne. Akcja w jaskini jest ekstremalna. Problemem jest nie tylko ciasnota, ale i wentylacja przestrzeni jaskini, wilgoć i temperatura – powiedział naczelni TOPR.
Zadymienie powodowane działaniem pirotechników uniemożliwiło na razie zastosowanie kamery endoskopowej, w którą wyposażeni są ratownicy.
"Obawiamy się o ich życie"
Jan Krzysztof nie ukrywa, że ratownicy walczą z czasem. Zaginionym grotołazom grozi bowiem hipotermia. – Obawiamy się o ich życie. Nie mamy informacji, czy żyją – powiedział taternik. I dodał: - Nie wiemy, gdzie są, chociaż coś przypuszczamy, Ten odcinek, który popróbujemy udrożnić, ma około 30 metrów. W którym miejscu są i czy tam są, tego nie wiemy.
Grotołazi mieli eksplorować nieznane części jaskini. – Nie wiemy, czy trafili na jakiś ciąg boczny. Nikt tam nie był przed nimi – zauważa Krzysztof.
Niestety, jak ujawnia naczelnik TOPR, speleolodzy są "bardzo skromnie wyposażeni". Tak przynajmniej wynika z relacji uczestnika wyprawy, który w niedzielę pomagał taternikom. – Mieli folie NRC (termiczną - red.) i to w zasadzie wszystko, co chroniło ich przed utratą ciepła. Kiedy mieli jeszcze kontakt głosowy to była informacja, że siedzą w tych foliach - mówi.
Krzysztof przekazał też, że poszukiwani mężczyźni "są związani z jednym z klubów speleologicznych z Wrocławia", jednak nie podał jego nazwy.
Dwaj poszukiwani grotołazi weszli do Jaskini Wielkiej Śnieżnej w Tatrach wraz z czterema towarzyszami w czwartek. Dwóch z nich zostało odciętych przez wodę, która zalała część korytarza w tzw. Przemkowych Partiach. Ostatni kontakt głosowy ze swoimi towarzyszami poszukiwani mieli w sobotę około godz. 2 w nocy z piątku na sobotę. Ratownicy zostali powiadomieni o kłopotach w sobotę późnym popołudniem.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24