Góra niebezpiecznych odpadów dalej zalega na terenach nieistniejącej już Huty Metali Nieżelaznych w Katowicach. Firma, która miała uprzątnąć teren, na razie przeniosła odpady na sąsiednią działkę.
- Zgodnie z decyzją miasta firma miała uprzątnąć odpady do końca stycznia z określonego terenu. I zrobiła to, ale przesunęła je na inną działkę, którą ma posprzątać do końca lutego - opowiada Zenona Starożenko, inspektor ze śląskiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
- To nas oczywiście nie zadowala i dalej będzie nadzorować te prace - dodaje i zapowiada, że inspektorat będzie żądać usunięcia wszystkich odpadów, przedstawienia dokumentów, które potwierdzą ile ich było i co się z nimi stało.
"Niebezpieczne dla zdrowia i życia"
Anna Wrześniak, dyrektor śląskiego Inspektoratu Ochrony Środowiska dodaje, że odpady w tym miejscu stanowią zagrożenie zdrowia i życia mieszkańców.
- Za odpady odpowiada firma, która znajduje się kilkadziesiąt metrów od składowiska. Ostatnia kontrola była w grudniu. Skutkowała wystąpieniem do Marszałka Województwa o cofnięcie wszelkich pozwoleń na działalność tej firmy. Ze swojej strony wszczęliśmy postępowanie w kierunku zamknięcia instalacji - mówi Wrześniak.
Dodaje jednak od razu, że firma na razie musi działać, bo ktoś to musi uprzątnąć odpady. - Jeżeli ona przestanie działać, to co się stanie z tymi odpadami? Powinna działać, ale prawidłowo. Zamknięcie tej firmy nie spowoduje, że te odpady nagle znikną - mówi.
Wrześniak dodaje również, że przedsiębiorstwo zadeklarowało, że wykona wszystkie możliwe działania. Ma przedstawić także sprawozdanie, w którym zostanie podany realny termin zakończenia prac. Prezesi firmy oświadczyli, że mają na to środki. - Jest to takie światełko w tunelu. Damy kredyt zaufania z naszej strony - mówi Wrześniak.
Odpady zaczynały się palić w ciężarówce
Eksplozje, pożary, a nawet niekontrolowane reakcje chemiczne - tak przez ostatnie lata wyglądała działalność jednej z największych firm utylizujących toksyczne odpady poprzemysłowe na Śląsku. Sprawę ujawnili w listopadzie temu dziennikarze "Superwizjera" TVN. CZYTAJ WIĘCEJ
Z ustaleń dziennikarzy wynika, że katowicka firma, której prezesem był wcześniej Marek K., stała się jednym z największych odbiorców toksycznych odpadów na Śląsku. Trujące substancje mieszano ze zwykłymi śmieciami i wywożono do wcześniej ustalonych miejsc. W czasie tych prac dochodziło do niebezpiecznych incydentów. Zdarzało się, że odpady zaczynały się palić w jadącej ciężarówce. Zarejestrowały to kamery monitoringu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ejas,mi/par / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24