"To były maszynki do rodzenia. Szkielety. Policjanci bali się wejść"

Wychudzone zwierzęta
Rodzice w więzieniu, dzieci i zwierzęta odebrane
Źródło: Pogotowie dla Zwierząt

Zaczęło się od zaginięcia czternastolatki. Policjanci odnaleźli ją, ale nie chciała wracać do domu. Poszli tam sami i odkryli koszmar.

- Mieszkanka Częstochowy zgłosiła, że córka nie wróciła do domu na noc. Dziewczynka została odnaleziona i policjanci pojechali poinformować o tym matkę. Wtedy odkryli, że w domu może dochodzić do znęcania się nad zwierzętami - mówi Marta Ladowska, rzeczniczka policji w Częstochowie.

"Nie będzie miło"

Wezwali na miejsce Pogotowie dla Zwierząt z Trzcianki pod Piłą. - Jechaliśmy tam sześćset kilometrów, bo żadne schronisko nie chciało przyjąć tylu zwierząt. Policjanci ostrzegli nas: nie będzie miło. Czekali na drugi radiowóz. Bali się wejść. Mówili: we dwójkę się nie odważymy, chociaż tam była tylko kobieta i dzieci - opowiada Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt.

- Zobaczyliśmy cztery amstafy - żebra na wierzchu, kości kręgosłupa do policzenia. Dalej - dwa wychudzone malamuty. I dwa psy w typie yorka, też szkielety. I koty - wylicza Bielawski.

- To było w kuchni - dodaje. - W pokoju pod stołem siedziała suka malamuta z sześcioma czternastodniowymi szczeniakami. Postanowiliśmy zabrać wszystkie psy. Wtedy syn właścicielki mieszkania, dwunastolatek, wyskoczył przez okno z yorkiem. Policjanci rzucili się w pościg, ale jak go dogonili po pół godzinie, nie miał już psa. Powiedział im, że pies uciekł - opowiada dalej obrońca zwierząt.

Malamut ze szczeniakami
Malamut ze szczeniakami
Źródło: Pogotowie dla Zwierząt

- Pytaliśmy właścicielkę, czy to już wszystkie psy. Powiedziała, że tak. Wyszliśmy z domu i wtedy jeden z policjantów usłyszał szczekanie za domem. W murowanej szopie, zamknięte, w ciemności i własnych odchodach siedziały dwa amstafy, suka i samiec. Kobieta powiedziała, że to nie jej - relacjonuje.

Według ustaleń Pogotowia właścicielka zwierząt prowadziła hotel dla psów i pseudohodowlę. - Prawdopodobnie żyła z tego, znaleźliśmy ogłoszenia w internecie. Sprzedawała szczeniaki. Te psy to były maszynki do rodzenia - mówi Bielawski.

- No chyba żartujecie - mówi kobieta na wideo, nagranym przez obrońców zwierząt. - Ja wam psów w życiu nie oddam. Na jakiej podstawie, co im jest nie tak? Ja znam się na prawie, mam dwa tygodnie na dostarczenie zaświadczenia od weterynarza o stanie zwierząt.

"Mówiła, że woli dom dziecka"

Pogotowie wyruszyło z psami do Trzcianki, ale około północy zostali zawróceni z drogi. - Policjanci poprosili, żebyśmy wrócili po koty, bo oni zabierają właścicielkę zwierząt do więzienia. Znalazł się też drugi york, ten co niby uciekł i szynszyla - mówi Bielawski.

W sumie - 21 zwierząt.

York, który uciekł
York, który uciekł
Źródło: Pogotowie dla Zwierząt

- Okazało się, że kobieta ma do odbycia karę - rok bezwzględnego pozbawienia wolności i nie stawiła się na wezwanie - mówi Ladowska.

Jej troje dzieci: prócz 14-letniej córki i 12-letniego syna ma jeszcze dwuletnie - zostało umieszczonych w placówkach opiekuńczych. Jak mówi Ladowska, były zaniedbane.

- Słyszałem, jak policjanci mówili matce, że jej córka, ta zaginiona 14-latka w ogóle nie chce wracać do domu, że woli być w domu dziecka - relacjonuje Bielawski.

- W tej sprawie prowadzone są dwa postępowania, w sprawie znęcania się nad zwierzętami oraz znęcania się nad 14-letnią dziewczynką i narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia trójki dzieci - mówi Piotr Wróblewski z prokuratury okręgowej w Częstochowie.

Bielawski: - To taki dom zły, tak nam powiedzieli policjanci. Że często tam interweniowali.

Śledczy dopiero to ustalają. Wróblewski: - Wiadomo, że ojciec dzieci też odbywa karę pozbawienia wolności.

Za co siedzą rodzice, śledczy nie podają.

Autor: mag//ec / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: