Prosty i skuteczny sposób na walkę ze szpecącymi budynki malunkami i niecenzuralnymi napisami? Znalazła go jedna z właścicielek posesji w Częstochowie, której płot graficiarze-amatorzy traktowali jako "płótno". Wynajęła profesjonalistę, a ten z pomocą sprayu na oszpeconym ogrodzeniu stworzył dzieło. Wśród graficiarzy panuje niepisana zasada, że jeżeli ktoś namaluje, inny tego nie niszczy. Rysunki pozostają nietknięte.
- To taki nasz akt desperacji, bo nie możemy nic zrobić z ludźmi, którzy niszczą nasze mienie i stwierdziliśmy, że może to niepisane prawo graficiarzy tutaj zadziała- tłumaczy Emila Bandura, właścicielka posesji, której ogrodzenie nie raz było niszczone przez miłośników graffiti.
Jak podkreśla pani Emilia, ludzie wydają niemałe pieniądze na elewację lub ogrodzenie, które później są niszczone. – Przychodzą zazwyczaj młodzi ludzie, którzy mają spraj w ręce i bez sensu malują. Jeśli to jest coś ładnego, tak jak to nasze- to okej, ale jeśli są to rzeczy, które nic nie wnoszą, np. imię jakiegoś chłopaka, to trzeba z tym walczyć- oburza się właścicielka.
Zasada graficiarzy sposobem na brzydotę?
Autor rysunku na ogrodzeniu pani Emilii, Michał Błach twierdzi, że wynajęcie profesjonalnego graficiarza to dobry sposób na niechciane malunki. - Wydaje mi się, że to jest alternatywa dla tzw. "maziajów" na ścianach i działań niezaplanowanych, które też, jak najbardziej, są częścią graffiti. Jedno bez drugiego nie może istnieć. To jest miejski sport- malowanie pod wpływem adrenaliny. Natomiast można wykorzystać energię tych ludzi do tego, żeby powstawało coś zaplanowanego i cieszącego oko wszystkich- tłumaczy.
Według Błacha, wśród graficiarzy panuje niepisana zasada, że jeżeli ktoś namaluje, to nikt inny tego nie niszczy. Rysunki są więc nietknięte, a ogrodzenie lub elewacja budynku cieszą oko.
Pół miliona na usuwanie graffiti
Częstochowskie władze przyznają, że problem niechcianych w mieście malunków jest gigantyczny. - Mamy notorycznie malowane wiaty przystankowe, niektóre z nich należałoby co dwa, trzy dni oczyszczać, żeby to graffiti znikało. Na same wiaty rocznie powinniśmy wydawać ok. 200 tys. złotych. Zniszczone są też znaki drogowe, które nie da się wyczyścić i trzeba wymieniać na nowe. Rocznie na usuwanie graffiti przeznaczamy jakieś pół miliona zł- mówi Mariusz Sikora z częstochowskiego Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów.
Koszty usunięcie szpetnego rysunku to ok. 50 zł za metr kw. - Przez to, że coś takiego powstaje łatamy np. mniej dróg, odnawiamy mniej oznakowania poziomego, nie wymieniamy znaków, które tego wymagają, bo brakuje nam pieniędzy- wylicza Sikora.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: jsy//ec / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice | Paweł Skalski