Analiza połączeń telefonów komórkowych ze śledztwa nie obejmuje telefonów na kartę, które ze względów bezpieczeństwa zmienialiśmy co miesiąc - mówili przed katowickim sądem oskarżeni w procesie ws. nieprawidłowości w handlu kościelną ziemią.
Sąd, przed którym kończy się proces wymienianego w rankingach najbogatszych Polaków Jacka D. i członków jego rodziny chciał ustalić, gdzie oskarżeni przebywali w okresie objętym zarzutami. Prokuratura zarzuca im bowiem wyłudzenie poświadczenia nieprawdy poprzez uzyskiwanie dokumentów, które miałyby stwierdzać, że mieszkają pod określonym adresem.
Było to konieczne, aby w myśl Ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego nabyć status rolnika indywidualnego, co w konsekwencji powodowało, że osoby te mogły nabywać nieruchomości rolne z pominięciem osób uprawnionych, czyli dzierżawców nieruchomości lub Agencji Nieruchomości Rolnych, którym przysługiwało prawo pierwokupu – wskazała prokuratura.
Telefony, ale nie z miejsca zameldowania
Prok. Radosław Woźniak już kilka tygodni temu wygłosił mowę końcową, w której zażądał wymierzania oskarżonym kar więzienia w zawieszeniu, kilkumilionowych grzywien oraz przepadku kupionej od instytucji kościelnych ziemi.
Po wystąpieniu oskarżyciela sąd postanowił jednak wznowić przewód sądowy, by wyjaśnić kwestię logowania telefonów komórkowych, którymi posługiwali się oskarżeni. Jak wynika z analizy logowań, prawie cały czas przebywali w Katowicach lub w posiadłości rodziny D. w Kleczy Górnej, a nie tam, gdzie meldowali się w związku z zakupem ziemi.
Jacek D., jego syn Tomasz i zięć Robert W. złożyli w tej sprawie przed sądem oświadczenia. Mężczyźni zgodnie zapewnili, że co prawda posługiwali się numerami telefonów, które przewijają się aktach sprawy, ale nie byli oni jedynymi, którzy z nich korzystali. Przekonywali też, że sami używali wielu numerów, których logowania nie były poddane analizie.
Chodzi o telefony na kartę, które zmieniano co kilka tygodni. Oskarżeni twierdzą, że takich telefonów zaczęli używać od 2006 r. kiedy należąca do Jacka D. firma wchodziła na giełdę. Okazało się wtedy - przekonywali - że są podsłuchiwani przez konkurencję, w tym samym czasie rodzina D. trafiła na listę najbogatszych w kraju.
- Obawiając się o bezpieczeństwo osobiste rodziny – głośno było o uprowadzeniach dla okupu – jak również bezpieczeństwo spółek, podjęliśmy decyzję, że będziemy używać telefonów na kartę, które będą regularnie wymieniane - powiedział Jacek D.
Mył się w pracy
Robert W. dodał w swoim oświadczeniu, że to on zaopatrywał członków rodziny w karty prepaid, które otrzymywał m.in. podczas targów branżowych i dostarczał bliskim listę z nowymi numerami telefonów. Potwierdził to także Tomasz D. Powiedział, że przekazując sobie ważne informacje rodzina zawsze używała telefonów na kartę.
W swoim oświadczeniu odniósł się także do niskiego zużycia wody i gazu w mieszkaniu w Tarnowskich Górach, w którym się zameldował. W opinii prokuratury, to potwierdza jej ustalenia, że nikt nie mieszkał w tym miejscu na stałe - licznik w pewnym okresie wskazał zerowe zużycie wody. Oskarżony niskie zużycie wody tłumaczył trybem życia. Jak mówił wiele czasu spędza w biurze, gdzie ma prysznic, często korzysta też z basenu; gazu nie używa, bo nie gotuje. Wskazane w aktach zerowe zużycie wody to – jak mówił - „ewidentny błąd”, wynikający prawdopodobnie z błędnego odczytu.
Wyrok jeszcze w tym roku?
Sąd zdecydował, że na kolejną rozprawę, 26 listopada, wezwie kilkunastu świadków - przedstawicieli urzędów z Tarnowskich Gór, Zbrosławic, Sośnicowic i Toszka, a także przedstawicielkę spółdzielni mieszkaniowej z Tarnowskich Gór. Będzie ich pytał o okoliczności zameldowania oskarżonych oraz o dokumentację dotyczącą prowadzenia przez nich gospodarstw rolnych. Jeśli świadków uda się przesłuchać, wyrok powinien zapaść jeszcze w tym roku.
Prokuratura przyjęła, że w konsekwencji pominięcia prawa pierwokupu oskarżeni przywłaszczali prawa majątkowe do ziemi. Następnie nabyte w ten sposób nieruchomości sprzedawano lub darowano oskarżonym. Zdaniem prokuratury celem obrotu nieruchomościami było ukrycie, że pochodzą one z przestępstwa. Dlatego oskarżonym zarzucono też pranie brudnych pieniędzy. Łącznie okazyjne transakcje miały dotyczyć blisko 1000 ha ziemi.
Proces rozpoczął się w kwietniu 2012 r. Komisja Majątkowa, która przestała istnieć na początku marca 2011 r., przez przeszło 20 lat decydowała o zwrocie Kościołowi katolickiemu nieruchomości Skarbu Państwa. Od jej orzeczeń nie przysługiwały odwołania. Komisja od 1989 r. przekazała stronie kościelnej ponad 65,5 tys. ha i 143,5 mln zł rekompensat. Rozpoznała ponad 2,8 tys. wniosków. Według mediów wartość zwróconego majątku sięgała 5 mld zł. Decyzja o likwidacji Komisji miała związek z krytyką jej działalności: media podawały, że nie weryfikowano wycen gruntów przedstawianych przez rzeczoznawców Kościoła - miały być zaniżane.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: rf / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu