- Kilka razy dziennie rozmawiamy z lekarzami, zarobki możemy załatwić jednym ruchem, ale to drugoplanowy problem, chodzi o zmianę całego systemu - mówi dyrektor szpitala, w którym już połowa lekarzy etatowych i rezydentów wypowiedziała klauzulę opt-out. Prawie wszyscy anestezjolodzy.
W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 4 w Bytomiu dyrekcja powołała grupę mediacyjną. Ze 162 lekarzy etatowych i rezydentów już 72 (po 36 jednych i drugich) wypowiedziało klauzule opt-out. To znaczy, że nie będą pracować powyżej 48 tygodniowo, a w konsekwencji dyżurować.
Powoduje to trudności z ułożeniem grafików dyżurów. A wypowiedzenie klauzuli przez większość anestezjologów - 21 z 24 - może spowodować, że będzie trzeba przesuwać zabiegi planowe.
W codziennych rozmowach lekarze mają się określić, czy ich protest to znak solidarności z kolegami po fachu w całym kraju, czy też ma on podłoże ekonomiczne. Jeśli ekonomiczne, szpital zastanowi się czy i jak może spełnić ich oczekiwania.
Jednak już z pierwszych rozmów wyłonił się problem. Jeśli chodzi o zarobki specjalistów, szpital ma pole do manewru. Ale nie są w stanie zaspokoić potrzeb rezydentów, bo im płaci rząd.
- Mówi się tylko o zarobkach, a to problem drugoplanowy. Zarobki możemy załatwić jednym ruchem, ale tu chodzi o zmianę całego systemu i nie pomoże zmiana ministra - powiedział nam Jerzy Pieniążek, dyrektor bytomskiego szpitala.
Dyrekcja rozmawia z przedstawicielami każdego oddziału szpitalnego osobno, by spróbować zmienić coś w systemie od dołu.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice