Włoscy policjanci eskortowali deportowanego Rumuna na lotnisko w Rzymie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że robili to... na piechotę. Przyczyną była awaria wiekowego radiowozu.
Przygoda dwóch policjantów z Florencji wygladała jak rodem z kiepskiej komedii. Mundurowi otrzymali polecenie: doprowadzić deportowanego Rumuna na lotnisko Fiumicino niedaleko Rzymu.
Początek podróży przebiegał całkiem normalnie. Ale kilkanaście kilometrów od celu wysłużony wóz policyjny stanął w płomieniach. Policjanci zobaczyli ogień buchający spod maski auta i błyskawicznie z niego wyskoczyli.
Dopiero po chwili zorientowali się, że nie ma z nimi aresztanta - Rumun został w radiowozie. Drzwi samochodu były zamknięte, by aresztant nie uciekł...
Kiedy udało się go wyciągnąć z płonącego pojazdu, pechowa trójka ruszyła poboczem na lotnisko...
Niech żyje zawodowa solidarność!
Policjanci próbowali zatrzymać przejeżdżające auta, jednak bezskutecznie. Odmówili im nawet koledzy po fachu.
Po kilku godzinach cała trójka dotarła na miejsce. Udało im się nawet zdążyć na samolot. To jednak nie zmniejszyło rozgoryczenia włoskich policjantów. - Ryzykujemy własne życie i ciągle tylko słyszymy slogany ze strony polityków - powiedział jeden z rozżalonych funkcjonariuszy.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu