Pamiętacie "najlepszą pracę świata" na australijskiej wysepce, o którą ubiegało się 35 tysięcy osób? Zwycięzca rekrutacji, Ben Southall mówi, że wcale nie było jak w raju: musiał pracować non stop, rzuciła go dziewczyna i poparzyła meduza.
Ogłoszenie o "pracę marzeń" pojawiło się w maju 2009 roku. Chodziło o opiekę nad wyspą Hamilton u wybrzeży Australii. Media opisywały ofertę jako "najlepszą pracę świata", a o posadę ubiegało się 35 tysięcy osób.
Wygrał 37-letni wówczas Ben Southall z Wielkiej Brytanii. Przez 6 miesięcy zajmował się pracą na wyspie: nurkował, jeździł na nartach wodnych, karmił zwierzęta i pisał bloga. Wszystko za 70 tysięcy funtów. Southall mówi jednak, że to najbardziej wymagająca posada w jego życiu.
Wywiady i meduzy
Ben bez przerwy musiał udzielać wywiadów i przyjmować redakcje telewizyjne z całego świata. - Nie miałem czasu dla siebie - żali się. Jakby tego było mało, groźnie poparzyła go jedna z najniebezpieczniejszych meduz na świecie. Bena rzuciła też dziewczyna, nie mogąc znieść rozłąki z ukochanym.
Southall na tyle dobrze wykonywał jednak swoje obowiązki, że pracodawca zapewnił mu kolejne zlecenie w Australii. Brytyjczyk mieszka obecnie w Brisbane w stanie Queensland.
Źródło: dn.se, theaustralian.com.au
Źródło zdjęcia głównego: islandreefjob.com