Ernest zginął, próbując ratować osoby z jachtu, który zahaczył masztem o linię wysokiego napięcia. Czternastoletniego bohatera pożegnali mieszkańcy Pisza (woj. warmińsko-mazurskie). - Nie byłem zdziwiony, że ruszył na pomoc mimo niebezpieczeństwa. Ernest właśnie taki był: wrażliwy na czyjąś krzywdę i chętny do pomocy - mówi trener drużyny trampkarzy, w której kapitanem był zmarły nastolatek. W uznaniu zasług chłopca prezydent Andrzej Duda odznaczył go pośmiertnie medalem "Za ofiarność i odwagę".
O dramacie, do którego doszło we wtorek w Piszu, informowaliśmy na tvn24.pl zaraz po zdarzeniu. W piątek odbyły się uroczystości pogrzebowe.
- Ernerst będzie pochowany w stroju naszej drużyny. Zadzwoniła do mnie jego ciocia, bo mama nie miała na to sił - mówił z trudem jeszcze przed pogrzebem Marcin Gentek, trener KS Mazur Pisz, drużyny trampkarzy, której kapitanem był Ernest. Znaliśmy się dobrze, w końcu trenowałem go już od sześciu lat. To był fajny, mądry chłopak. We wtorek widziałem go po raz ostatni, mieliśmy trening. Potem Ernest ze swoją grupą poszedł na plażę. No i wtedy zobaczyli, że ktoś potrzebuje pomocy - opowiada Gentek.
Na oczach nastolatków jacht płynący rzeką Pisa uderzył w linię wysokiego napięcia. Na pokładzie było sześć dorosłych osób, dwie wpadły do wody po porażeniu prądem. Ernest wskoczył ich ratować. Kiedy dopłynął do jednego z tonących mężczyzn, doszło do ponownego wyładowania. Ernest - jak wykazało śledztwo - został porażony prądem, niedługo potem utonął.
- Nie byłem zdziwiony, że Ernest wskoczył do wody jako pierwszy. To był właśnie taki człowiek: dobry wojownik, który chciał, żeby świat wokół niego był możliwie dobry. Jestem pewien, że gdyby nie ponowne uderzenie prądu, uratowałby obu tych mężczyzn - mówi.
Rozmawiamy na chwilę przed zbiórką na terenie klubu. Stąd trener i jego zawodnicy pojechali na mszę do kościoła. - Chłopcy z drużyny będą nieść trumnę. Zaprowadzą swojego kapitana. Inni będą mieli race. Myślę, że Ernest z góry będzie to oglądał z zadowoleniem - mówił smutno trener.
Nie do przecenienia
Ernest skończył w tym roku szkołę podstawową w Jeżach. - To był bardzo dobry uczeń. Egzamin końcowy zdał bodaj na 85 czy 90 procent. To był taki ambitniak, niczego nie odpuszczał - dodaje Marcin Gentek.
O ambicji mówi też Rafał Timoszczuk, wiceprezes klubu KS Mazur Pisz. - Trenuję starszych chłopców niż Ernest. A mimo to znałem go dobrze, bo on bardzo chciał grać ze starszymi. I chociaż fizycznie odstawał od starszych kolegów, to i tak radził sobie bardzo dobrze. W młodszej drużynie grał jako stoper, u mnie jako defensywny pomocnik. Taki trochę Krychowiak - uśmiecha się trener.
- A jakim był chłopakiem? - dopytuję.
- Bardzo szanowanym przez grupę. Był otwarty, ale - w przeciwieństwie do rówieśników - lubił posłuchać refleksyjnej muzyki. Widać po nim było, że jest wrażliwy, ale przy tym bardzo pewny siebie. Był silny, mądry, wybiegany. Ludzie naturalnie do niego lgnęli - mówi Rafał Timoszczuk.
Opowiada, że Ernest twardo stąpał po ziemi. - Czasami zdarzało nam się wyjechać do innego miasta na mecz: na przykład 100 kilometrów od Pisza. Bywało, że Ernesta - jako najmłodszego - nie wystawiłem do składu ani nie dałem go na zmianę. Inni zawodnicy często się buntują i marudzą, ale nie on - opowiada.
Podkreśla, że czuje pewną bezsilność, kiedy wspomina czternastolatka. Przecież - macha z rezygnacją ręką - o zmarłych mówi się tylko dobrze. - Chciałbym, żeby ludzie wiedzieli, że on naprawdę był gościem nie do przecenienia. I nie mówię tego, bo już od nas odszedł. Naprawdę, życzę ludziom, żeby jak najczęściej mieli okazję napotykać na takich ludzi jak Ernest - zaznacza.
Non omnis moriar
Trenerzy, z którymi rozmawiamy, zapowiadają, że będą rozmawiać z młodzieżą o tej tragedii. - Ernest został bohaterem i nigdy tego w Piszu nie zapomnimy. Apeluję jednak do wszystkich, że najważniejsze w ratowaniu innych jest nasze własne bezpieczeństwo. Musimy spróbować jak najwięcej nauczyć się z tej tragedii - zaznacza trener Rafał Timoszczuk.
Andrzej Szymborski, burmistrz Pisza, opowiada, że bohaterstwo Ernesta jest dla niego symboliczne. - Rzucił się na pomoc nieznajomym, położył na szali własne życie. Bardzo chciałbym, żebyśmy w tej trudnej rzeczywistości podziałów, które szargają naszym krajem, zastanowili się nad tą postawą. Składam hołd temu młodemu mężczyźnie, bo mentalnie z pewnością nie był już chłopcem. Wszyscy powinniśmy się od niego uczyć - zaznaczył burmistrz.
Dodaje, że w mieście od 2001 roku przyznawany jest tytuł "Zasłużony dla miasta Pisza". - Mają go dotąd tylko trzy osoby. Wystąpię do rady miasta, by tym tytułem uhonorować Ernesta, który jest wzorem dla nas wszystkich - kończy samorządowiec.
Po śmierci chłopca w mieście ogłoszono żałobę. Niedaleko miejsca, gdzie doszło do tragedii, ma powstać pamiątkowy obelisk.
"Byłeś lubiany przez wszystkich"
Tłumy ludzi - zarówno tych, którzy znali Ernesta, jak i zupełnie obcych, poruszonych tragedią chłopca - uczestniczyły w piątek w pogrzebie w Jeżach koło Pisza. Ludzi było tak wielu, że nie zmieścili się w kościele, a auta były ustawione wzdłuż drogi przez całą miejscowość. Wiele osób przyniosło białe kwiaty i znicze.
Przy trumnie Ernesta przez całą mszę stali młodzi zawodnicy Klubu Sportowego Mazur Pisz - Ernest był kapitanem tej drużyny i został pochowany ubrany w piłkarski strój. Koledzy na trumnie położyli koszulkę z numerem 9 i nazwiskiem chłopca. Wartę pełnili też strażacy i policjanci. Na cmentarz trumnę niesiono przy dźwiękach strażackiej orkiestry. Na cmentarzu młodzi piłkarze odpalili świece dymne.
- Byłeś pełen humoru, każdego umiałeś rozśmieszyć i choć byłeś najlepszym uczniem w szkole, a tacy zwykle kolegów nie mają, to ty byłeś lubiany przez wszystkich - mówiła koleżanka, która wspólnie z Ernestem chodziła do szkoły podstawowej w Jeżach. Po wakacjach Ernest miał rozpocząć naukę w liceum w Piszu.
- To, co zrobił Ernest było impulsem miłości. Tylko człowiek, który ma Boga w sercu zdolny jest do takiego czynu – mówił podczas homilii ksiądz i pytał zebranych "kto z nas by tego dokonał, bez smartfona, bez aplikacji". Kapłan zwracał uwagę, że zachowanie Ernesta było efektem jego wychowania przez rodziców, szkołę i Kościół - Ernest od małego był ministrantem, w minioną niedzielę pełnił na mszy służbę lektora.
Biskup pomocniczy ełcki Adrian Glabas powiedział, że czyn chłopca "jest tak bohaterski, że bez wątpienia Ernest jest w niebie". - Ta śmierć pokazuje nam, że mamy takich Ernestów szukać wkoło siebie, i żebyśmy sami byli tacy jak Ernest. Żebyśmy słyszeli wokół siebie wołanie o pomoc, nie tyko tych, którzy topią się w rzece, czy jeziorze, ale też tych, którzy toną w odmętach życia - mówił biskup Glabas. Zwracając się do zebranych w kościele podkreślał, że mamy "nie stać jak słupy soli, tylko mamy ratować tego, kto się topi".
Największe wzruszenie wśród zebranych w kościele wywołały słowa mamy Ernesta. Wspominała, że na zakończenie roku szkolnego wspólnie z synem posadzili w sadzie jabłonkę. - Synku, mam nadzieję, że jabłonka będzie dawała takie owoce, jaki ty dałeś – powiedziała.
W uznaniu zasług chłopca prezydent Andrzej Duda odznaczył go pośmiertnie medalem "Za ofiarność i odwagę". Prezydent przesłał także wieniec pogrzebowy.
***
Ernest nie jest jedyną ofiarą tragedii. Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie prokurator Krzysztof Stodolny poinformował, że zmarł jeden z żeglarzy porażonych prądem podczas wtorkowego wypadu na rzece Pisie. Stan drugiego się poprawia.
Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24